Komentarze: 10
Napierw czarny kot mi przebiegł drogę...
Dobra, jestem w stanie to zrozumieć, biega takie to tu to tam, no to zdarzyło się że sobie przebiegło... Nic to. Idę dalej... Ale oto po chwili co się dzieje? Następny czarny kot mi przebiegł drogę! Bliźniaki?- myślę sobie... Idę... Ale już pełna obaw. Plaga czarnych kotów to nie przelewki. Na wszelki wypadek podnoszę wyżej kołnierz. Konspiracja...
Jednak spokojnie doszłam. (Tylko sobie nie wyobrażajcie... Ilekroć mówiłam komuś w barze, że kurczaki dojdą za pięć minut robili lubieżną minkę i chichotali, że szybko...)
Teraz telewizor. Został zaatakowany. Łaziła po nim... biedronka...
Ja rzeczywiście w powietrzu czułam dziś wiosnę, ale myślałam, że to taki mój mały odchył od normy, że czasem w listopadzie czuję wiosnę... Widocznie biedne bronki tez miewają swoje odchyły.
Kiedy już wysłałam ją po chleb (chociaż wszyscy dobrze wiemy że z głodu bym mogła skonać czekając na tą niewdzięcznicę...) poległam spokojnie na kanapce z Chaucerem w dłoni, ale oto mój spokój przerwało namolne bzykanie. Nie teraz...- myślę sobie... Tylko nie to! Wielkie czarne bydle obija się głupio o sufit i chce lecieć bo tym białym niebku.... Jak sprochowana jakaś, maniaczka... I bzyka i trzepocze.... Spieprzaj!- myślę sobie ale pożegnawszy się już z nadzieja rozglądam się za narzędziem zbrodni. Jest! Okno okazało się odpowiednim antidotum. Trafiła na parapet to może ją otrzeźwiło.
Co teraz?
No... tylko bez żadnych ludzi mi tu! ...