Komentarze: 13
chcę żeby ktoś wreszcie zrozumiał mnie bez słów!
tup!
i obcasik się złamał
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 |
05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 |
12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 |
19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
chcę żeby ktoś wreszcie zrozumiał mnie bez słów!
tup!
i obcasik się złamał
Brawo aktoreczko! Piękny dałaś dziś szoł. Niczym zdjęty z desek najlepszego teatru.
Skłamałam. Wyszłam. Zrobiłam wszystko by uwiarygodnić całą akcję. Nawet perfumeria zaliczona była w celu zapewnienia widzowi doznań nie tylko wizualnych. A jeśli widz czuje to widz wierzy. I uwierzył.
Mało tego.
Ja sama uwierzyłam. I teraz czuję się jak po spotkaniu. Mamo? Czy tak przekombinowany zabieg wystarczy byś wreszcie dała spokój?
Wystarczył.
Szkoda że nie dało się inaczej.
Teraz wierzymy obydwie. Jeszcze trochę a szczerzę oburzę się jego zachowaniem.
Miło było!?!
Wiele mogłabym napisać. Mogłabym napisać, że mam wiele do napisania, że nie zdążyłam wydepilować sobie lewego podudzia, że sypie mi się choinka, że używam szamponu Timotei ogórkowego, że wstałam o piątej, bo szkoda mi tak pięknego dnia na spanie, że życzę wam szczęśliwego nowego roku, że nie mam ani jednego dziadka, że sylwestra spędziłam u boku chłopca hip-hopowca dawniej z kól kids of def, że kupiłam sobie dziś trzy pary skarpet, że milszego dnia dawno nie miałam, że mam już dwa zęby mądrości, że ochlapała mnie dokumentnie wielka ciężarówa, że cudem jest to, co stworzył Iggy Pop, że wczoraj całą noc bolał mnie brzuch… Tylko po co miałabym to opisywać?!
Dla was cała noc to dwa słowa. Rzeczownik i przymiotnik, obydwa w mianowniku. Związek zgody. CAŁA NOC. 7 liter. Nic więcej. Dla was to chwila a dla mnie bezkres. Dla mnie to każda nieskończona sekunda, każda odliczona i w swojej eteryczności po brzegi wypełniona bólem i nadzieją, że może właśnie TA SEKUNDA zabierze całą fizyczność.
Nie znajdę tu ani tej sekundy, ani jej właściwego odmierzania i percepcji.
Więc po co?
Po nic. Może dlatego piszę
Uwielbiam atmosferę tego miejsca. Chociaż dziś mam katar, co zmusza mnie do wyłącznie fizycznego czucia ksiąg... Wchodzę na dużą salę, idąc środkiem rozmyślam które miejsce wybrać biorąc pod uwagę co za persona siedzi w pobliżu i co za ochota prowadzi mnie do miejsca. Jeśli mam dużo pracy i mało czasu to tylko pod ścianą. Jeśli mogę posiedzieć to tylko pod oknem. Ze sobą mogę mieć numerek, kartę, materiały, wyciszony telefon, może wodę i duży zapas zapału. Mam już więc stolik. Dziś usiadłam pod oknem, z tyłu, tuż przed monstrualnych rozmiarów palmą z rozłożystymi trzymetrowymi liśćmi. Numer dostałam siedemdziesiąty trzeci. I czekam. Lampkę mam. Przytulnie... Za chwilę zawtóruje temu światłu numer siedemdziesiąt trzy nad głową miłego pana, do którego pomknę środkiem dużej sali i który da mi książki. Będę siedzieć tu w najbezpieczniejszym z możliwych miejsc. Wolnym od problemów innych niż brak wystarczającej ilości dowodów na przynależność dwuelementowego fonemu homogenicznego do afrykatów...
I ludziom dobrze patrzy z gałek. Pewnego razu zmęczona tymi literkami oparłam głowę na rękach opadając na stolik i tak niemalże zapadłam sobie w sen. Jeden człopiec wstał, podszedł i z troską w głosie, wzroku i dłoniach zapytał: Czy pani się źle poczuła?... Oj, dobrze proszę bezinteresownego, miłego i otwartego pana, wzruszona tylko troszkę tym symaptycznym gestem rozpływam się już do imentu na cudnym krzesełku...
Panowie w szatni też są w dechę! Jeden ma długie włosy i zawsze nosi czarne rękawiczki. Jest w nim coś z typowego opryszka, brakuje tylko zapałki przekładanej rytmicznie między wargami za pomocą języka. A jednak budzi zaufanie. Inny zawsze czyta i dokształca też innych kolegów. Jeszcze jeden zawsze obserwuje rozpłaszczające się przed nim panie i nie żałuje komentarzy. Często w tle słychać telewizję. Trafiam zawsze na melodyjkę z Klanu u robi się jeszcze bardziej swojsko. Ale ale... Dość już sentymentów. Do roboty. Z okna na przeciwnko widać jadłodajnię dla bezdomnych. Bezdomnych nie widać.
Bo są w środku. I widać zakręt na którym klekoczą co chwila tramwaje.
Bardzo mi tu dobrze...
wstydzę się..…
przegięłam
..niechęć do siebie, swoich myśli i ciała. chciałabym teraz zapomnieć i zacząć od nowa.
od 12 stycznia 2004 roku.
NOWA JA
może gdzieś na samym końcu grzechu zaczyna się znowu niewinność. gdzieś musi być granica. kiedy już nie można być gorszym
A ten huk?
To runął mój system wartości.
Kruchutki jak ciastko. dajmy na to, maślane… and that’s the way the cookie crumbles...