Komentarze: 16
Idąc ulicą zaczepił nas przystojny mężczyzna odziany w czarną skórę, posiadający nienaturalnie opaloną twarz i miętowy oddech z naleciałościami alkoholowymi. Wiem, bo dał mi go poznać z odległości dziesięciu centymetrów. Nie chcą państwo kupić zegareczka?- Ponętnie ział mi w nos, prezentując Mu jednocześnie srebrnego Sharpa. Nie, absolutnie nie chcemy- odparliśmy jednocześnie. Ja z serdecznym uśmiechem, On z powagą i gotowością do podjęcia ewentualnej akcji w celu zwiększenia odległości wyczuwalności oddechu. Szkoda!- Rzucił mężczyzna i dobrowolnie się zdystansował. Ale pan ma…- zaczął. Zamarłam. No… dalej, kochany, co takiego On ma? Pewnie rzucisz jakiś komentarz na mój temat? Albo niesubtelną inwektywę pod Jego adresem. No, co? Nos, włosy, spojrzenie? Idziemy dalej. Mężczyzna dopowiada zza pleców osamotniony ze swoim zegareczkiem. Ale pan ma usta wycałowane... Uśmiech. Pełen wdzięczności i kokieterii. Przez kobietę- mierząc mnie spojrzeniem dodaje, chyba zupełnie niepotrzebnie. Odwracam się i uśmiecham najpiękniej jak tylko potrafię. Prawda?! Oczywiście, że przez kobietę. Przeze mnie! Mrużę oczy i spoglądam do góry, na to swoje dzieło. Nie ciężko jest je tworzyć. Mnie, takiemu twórcy osobistemu, co to i opłacalny i wysokoopłacany...