Komentarze: 6
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
Żadne tam podniosłe chwile! Nic wielkiego. Sekundy.
Nagle największą przyjemność sprawia mi odtwarzanie ich przed oczyma. Widok jego koszuli w kratkę, powiększający się stopniowo do całej sylwetki i do idącego obok kolegi. To było na Rewolucji. Jechałam zatłoczonym autobusem i widziałam go z okna. Wtedy jeszcze nie dla mnie. Jeszcze obcy a już wywołał uśmiech. Równie szybko zduszony przez tłum współpasażerów. I niedostrzegane wtedy problemy! Tyle przeszkód, tyle niewykonalnych ruchów, tyle niedozwolonych posunięć, tyle wątpliwości… a wcale ich nie było!
Teraz każda głupota urasta do problemu wielkości słonia.
Wiecie czy się różni słoń od szafy? Szafę można zasłonić a słonia zaszafić się nie da.
Teraz można się śmiać. Byle nie za długo bo wam powietrza zabraknie, zrobicie się czerwoni i mało atrakcyjni dla płci przeciwnej a to, jak wiadomo, było by niedopuszczalne ani przez chwilę.
No. Więc zamykam znów oczy i znów omijam te uniesienia, które powinny być najmilszym wspomnieniem. A nie są. Bo są sekundy.
Wystawa sklepowa, przy której przystanęłam oglądając buty, cofnął się wtedy po mnie parę kroków i wtedy pierwszy raz objął tym długim silnym elektryzującym jak gdyby ramieniem. Zamknął wszechświat.
I kiedy nachuchał na szybę a potem oparł się czołem zostawiając ślad
I kiedy stał w kuchni odziany w niebieskie rękawice mieszając zawartość garnuszka
I kiedy przez niego płakałam
I kiedy robił mostek i wyszło mu na wierzch owłosione podbrzusze
I kiedy całował każdy palec mojej dłoni
I kiedy nie byłam w stanie pamiętać czegokolwiek
W niedzielę jego imię znów wyświetliło się na ekranie telefonu. Przez chwilę bałam się odebrać. I nagle zrobiło się jak kiedyś… Może nawet lepiej. Bo mniej metafizycznie a bardziej ludzko.
Tylko znów nie mogłam zasnąć.
I can’t live with or without you
Dziś moje imię wyświetliło się u niego. I vice versa.
Usłyszałam od “zorientowanej w sytuacji”: “Ehh…. Jak Tobie byłoby z nim dobrze! …ale i ciężko, zresztą wiesz… sama jesteś nieuporządkowana a tu jeszcze taki on…”
Wiem, że nie byłoby leciutko. Ale to co czuje redukuje każdy ciężar…
Nie chcę robić z siebie matki miłosierdzia, która poświęca się dla Niego. Nie potrafiłam nie dawno się poświęcić- zmusić do uczucia dla dobra dobrego człowieka. A ten szaleniec irracjonalnie przyciąga i chce uwięzić i chcę dać się więzić.
„żaden wróg
nigdy więcej nie powie mi
co warto znosić dla chwil”
Jakim kosztem?
To chyba nie ważne. I uwierzyć w to nie mogę.
Decyzja? Czy mogę o czymkolwiek teraz zdecydować?
Boję się. To przede wszystkim. Powiedzmy, że wdepniemy kolejny raz do tej samej rzeki. I co jeśli znowu zapragnę suchego lądu? Faktem jest, że w tej wodzie czuję się już pewniej a i atrakcje plaży już tak nie kuszą, ale cholera mnie tam wie.
„Skoczył kot a za kotem pies za nim koń a za koniem ja
Nie ma Cię
Samobójczy pęd”
Miałam pisać żeby sobie pomóc. I pisałam, ale nie napisałam.
mam tylko kilka próśb
nim przekroczysz próg
nie przynoś ładnych słów
bo jeśli tak ma być to wolę
żebyś nie przychodził tu
czuję że w takich słowach anioły śpią
lecz ciągle nie ma w nich mnie
niepotrzebna wcale mi taka miłość do krwi
wyje duszy każdy kant wśród czterech ścian
nic nie powiem domyśl się
czemu mi z tobą źle
niepotrzebna wcale mi! niepotrzebna wcale mi. niepotrzebna wcale mi?
Otępienie/zmęczenie
Otępienie vs zmęczenie
Otępienie i zmęczenie
Otępienie przez zmęczenie
Otępienie bo zmęczenie
Otępienie otępienie otępienie zniewolenie
Całe dnie i ani chwili wytchnienia.
ani chwili myślenia.
Problem gdzie się podziać. Perspektywa soboty w czterech zamkniętych ścianach wydaje się już nie możliwa do zaakceptowania.
Bank, dentysta i pierwszy raz za kierownicą. Zapłon, stacyjka, sprzęgło, bieg, gaz i uwaga jadę! Zauważyłam u siebie zastanawiającą reakcję. Kiedy mi gasł albo szarpał i wymykał się spod kontroli ja po prostu zabierałam ręce jak dziecko od wrzątku i spłoszona patrzyłam w inna stronę „co, gdzie? ja nic nie wiem, ja tu tylko siedzę…” Przypuszczam że przy ewentualnej kolizji również w panice rzuciłabym w cholerę wszystkie te pedały i inne kółka i zwyczajnie liczyła na cud.
Odruch TO NIE JA! Ja mam rączki tutaj!
Kompletny brak odpowiedzialności.
Kiedy załatwiłam co miałam załatwić wiedziałam że nie mogę przystanąć. Nie chcę ani na chwile utkwić w miejscu. Do wyboru wypad potańczyć przy odpowiednich dźwiękach lub wypad posłuchac znajomego w roli didżeja.
Koniec końców trafiłam na kameralną imprezę w towarzystwie znajomych, nieznajomych, jednego drina, spokojnych myśli i gry na pianinie. I to w moim wykonaniu! To lubię. Może wreszcie znudziły mi się spędy istot ludzkich nawet przy najlepszej muzyce, w najbardziej kultowym miejscu, przy wszelkich najlepszych używkach. Wolę te grupki w każdym pokoju, ciche rozmowy w kuchni, zbiorowisko przy sprzęcie, wygodne siedziska i inne zalety klimatycznych domówek.
Wyszłam po angielsku. Podróż przez całe miasto umilała wciąż jedna myśl.
W uszach bez końca dźwięczy Type O Negative „I don’t wanna be me”….
W nosie pęta się zapach wieczorów w trampkach i włosem o zapachu wiatru.
W oczach przyszłość.
W ustach smak miętowej pasty do zębów.
Tak prawdziwie i porządnie będę teraz żyć.