Komentarze: 12
*** *-** -*-- *** --** * *-** ** *** -*-* ** * *-- --- *-** -* --- *** -*-* *** *-** --- *-- *- *--* **- -** * *-** *** --- *-- ? -* ** * ????? - --- **- *** *-** -*-- *** --** -*-* ** * !!!
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 |
14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 |
21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 |
28 | 29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 |
*** *-** -*-- *** --** * *-** ** *** -*-* ** * *-- --- *-** -* --- *** -*-* *** *-** --- *-- *- *--* **- -** * *-** *** --- *-- ? -* ** * ????? - --- **- *** *-** -*-- *** --** -*-* ** * !!!
Bardzo to lubię. Mój moment. Ten, w którym żyję. Moment dziejowy. Wpadłam w punkt i czuję się bardzo na miejscu. Wszystko co robię ma sens. Jest odpowiednie. Potrzebne. Jak najbardziej na miejscu. Właściwe. Nie przetaczam się tylko z godziny w godzinę. Nie zniosłabym teraz tułania się, szukania chwili...
I nie ważne, że zrozumie to Nikt. Nie skomentuje, nie wytłumaczy innym. Nikt to też istnienie. Bardzo ważne. Za dużo wokół mnie Ktosiów. Przychodzą, mówią, idą, palą, biegną, chodzą, mówią... Jednen nieznaczny Nikt bardziej do mnie przemawia niż ich głośna egzystencja.
Niech to gęś kopnie albo inny drób! Jakiś pech się ucieleśnił i snuł się dzisiaj za mną cały dzień. Idiota. Ani kopnąć ani przepędzić. Łajza ! Myślałam że skonam, zacznę wyć, krzyczeć i płakać w którymś z miejsc publicznych... Zaczęło się piękną zimą, trzydziestominutowym korkiem i w ostateczności biegiem po istnym lodowisku na postój taksówek i rozmową z przemiłym siwym panem, który mimo wszystko próbował nastawić mnie pozytywnie do całego tego cholerstwa... Swoją droga miło spotkać takich ludzi na swojej drodze (tylko dlaczego akurat tak trudnej do pokonania?). Ale kolczyki poszły się... poszły sobie w siną dal (jeśli doszły w takim korku)... Ale to dopiero początek! Twarzą w twarz z panią dyrektor... ...... Co dalej?! Nie będzie nic dalej. Po cholerę mam to pisać?! Źle mi dziś było i tyle. Nic tylko wyjść z siebie i odejść. Nie wiem gdzie sens takiej walki...
No i pięknie. Nie powiem, że nie było miło, bo było. Ale Było. Bo właśnie wróciłam do dom i co mnie tu czekało? Nic. Nie ja absolutnie nie wymagam transparentów, balonów, tortów... (Chociaż obiadek jakiś) a tu co? Nawet nie pozmywane, co dopiero mówić o typowym sobotnim błysku i porządeczku w każdym kącie. Mama stoi i parzy w okno. Tata pali w kiblu. Świetnie- myślę sobie- pewnie zrozumieli jak wieli błąd czynili dziewiętnaście lat temu płodząc coś takiego jak ja:) Sielanka. Zrobiłam sobie omlet. Paskudny. Ale przecież urodzinowy... to zawsze pycha. Idę pokorniutko zmyć talerzyk. Może jakoś po drodze zorientuje się co i jak. Dobija mnie coś takiego. Za godzinkę znikam. I znów Będzie miło.