Komentarze: 3
Rozmowa. Po tym co stalo się...... Kiedy kazalam mu wyjść... Od tego czasu... Pierwszy raz rozmawialiśmy. Jego pierwsze slowo. Ciężkie, wielkie, przerastające i przytlaczające. Niechciane... upragnione. Co zadziwialo mnie najbardziej? Że przez kilka ostatnich dni kilka razy przylapalam samą siebie na... tęsknocie? Na braku. Nie jego. Nie jego! Czlowieka, bliskości... Tęsknota za posiadaniem? Hm... nie. Tęsknota za ? Może za świadomością, że gdzieś jest ktoś kto kocha... Nie. Tę świadomość daje mi jeszcze teraz. Może tęsknię za głosem, za różą, za ramieniem... Za czlowiekiem obok mnie. Ale nie chcę żeby to był on. I cieszę się, że mam chociaż tę pewność. A rozmowa... spokojna, kulturalna. On, równowaga, opanowanie. I ja. Wyprana z uczuć. Przerażająca pewność z jego strony. Rzucone na koniec "do zobaczenia"... ? Chcialabym teraz iść na ląkę. Mam tak blisko. I tak daleko. Wezmę ją pod rękę i pójdziemy, popawi mi się humor. Zawsze przy niej poprawia mi się humor. Ale gdy już wracam do domu znowu... Może to... nie... Napisalabym, że mi ciężko... cholernie źle. Ale znowu usłyszę, że na swoim blogu piszę za dużo o sobie. O innych nie napiszę bo robią z siebie istoty kompletnie pozbawione czegokolwiek, co możnaby opisać... Obejrzę sobie teraz „Klan”. Niewątpliwie poprawi mi się humor.