Komentarze: 6
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 |
Ukryta w kawałku chleba
Zaatakowala przestrzenie międzyzębowe
Weszla do gardla
Zmęczona już...
W plucach usiadla
Czekala...
Przez ucho zajrzala obluda
Wpadła na chwilę
By zwiedzić rdzeń
I hotel znalazla
By zagościć w mózgu...
I zostala
Od podlogi wialo chlodem
Przeszywającym
To strach przenikal
Do krwi
Rozgrzal żyly
Zmrozil serce
Już znikal
Spotkal ją
Siedziala w cieplym lonie
skulona
nienarodzona
nienawiść
zamyślona
nie widziala nie slyszala
to z góry krzyczala
podlość
nieszczelne ściany wątroby
uwolnily echo
krzyk jawny w calym ciele
I usta otworzyly się jeszcze
By zawolać
...
Wracam! Pamiętam jak to pisalam...
Gdy swiatla nie będzie juz
Nad moja glową
U stop Jego padnę...
Gdy ciemnosc ziemie obejmnie
Zycie planete znajdzie nową
U stop Jego skonam...
Gdy slonce nie wzejdzie już
Nad Twoja glowa
Przed Nim pochyle czola...
Nie spojrzy na mnie
Nie wierzy w tę milosc
Dlaczego?
Bo nic jeszcze nie wiem
Mego życia nie bylo
Upadne na kolana
Dla niego, bo kocham
Dla siebie, bo wierzę
Umre dla mego Pana
...........................
Wracaaaaaam!!! Nareszcie znów poczulam!!!!!!!! Czuję. Marzę. Żyję!!!!!!!! Radość. Slysząc piosenkę wzrok znów rozmyl się, patrzyl w dal. Odżylam po tym jak pewnien, stosunkowo maly czlowieczek zabil wszystkie moje marzenia. Milością. Zapomnialam przy nim jak się śmiać, jak żyć, jak być 1984 a nie kobietą, u jego boku. Za zamkniętymi drzwiami. Za żelazną bramą... czaily się harpie. Teraz już mnie nie dosięgną. Wiem. Nie obchodzą mnie. Nie boję się. Mam tę pewność. Teraz znowu nie boje się marzyć. Mówić! Myśleć. Teraz znowu dźwięki zataczają się, slaniają po ścianach... i ja znowu widzę je. Widzę w nich formę rzeczywistości... Nie. Jego umysl już mnie nie dosięgnie. Pelen realizmu, pelen sztywnych pojęć, pelen bezmyślności... Znajdujący przyjemność tylko w żalosnych rozrywkach rozpuszczonych bananowych dzieci... A ja chcę spokoju! Chcę szaleństwa! I wolnośći. I chcę minimum szóstkę dzieci. Każdego kto to uslyszy stać tylko na szok i zapytanie czy oszalalam. Nie. Jeszcze nie do końca. Może dopiero przy mojej malej gromadce kochanych różowych szkrabów. Drepczących w miejscu malymi nóżkami, wolających mamo! Wdrapujących się na kolana taty. Machających lapkami. Proszących o pomoc. Ehh... <uśmiech na twarzy> < niemożność napisania czegokolwiek więcej>
W taką noc niepodobna iść
W takie oczy patrzeć nie sposób
I nieba prosić
I pytać
Skąd tych oczu tyle...
W taka noc niepodobna plakać
Tych oczu nie widzieć
I nieba prosić
I pytać
Skąd pomoc przyjdzie
Na pomoc czekać
W taką noc niepodobna nie istnieć
Nie czuć
A istnieć tak trudno
A czuć tak latwo
I boli