Najnowsze wpisy, strona 33


lut 06 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Kochany pamiętniczku, dzisiejszy dzień (piątego lutego roku pańskiego zbyt długiego by pisać) zaliczyć należy do udanych. Czuję że żyję! Bolą mnie bowiem mięśnie. Z imprezy wróciwszy trafiam akurat na powtórkę Klanu, w którym to Grażynki nie molestował pan dyrektor a Ola nie wyszła na światło dzienne, bo czatowała z jakimś chłopcem. Musiało minąć siedemset odcinków żeby dziewczę spostrzegło, że istnieje net. Ale z nas zorientowane dzieci… Dowartościowałam się więc pochłaniając cztery wafelki. Następnie umyłam włosy, przyszyłam sobie guzik do spodni i wypiłam miętę. Pogadałam z mamą o tym i nawet o owym a potem wyruszyłam na piechotę na krańcówkę, stwierdzając, że od dziś zawsze stamtąd będę jeździć a nie wsadzać tyłek w autobus tuż pod domem. Osiemnastominutowe spacerki dobrze mi zrobią! Wiatr mnie wytargał niczym troskliwy adorator i zapach atakował od strony lasu. Spasiony księżyc tylko od czasu do czasu wychylał się całym sobą łypiąc jak gdyby wielkim okiem. Dwa razy mnie panowie kontrolerzy sprawdzali i dwa razy Ci sami bo się przesiedli z autobusu na ten sam tramwaj. Karetka pana zabierała z Piłsudskiego i widziałam jak panu robili masaż serca. Moje własne na chwilkę przystanęło. A potem to już tylko błądziłam gdzieś na mostach oglądając panoramę miasta i śmigałam na łyżwach do późnego wieczoru. A kiedy przed napisaniem kochanego pamiętniczka poszłam do toalety to ze zdziwieniem spostrzegłam, że dostałam okres i migiem pojęłam dlaczego ostatnio tak bardzo bolał mnie biust. Ze smutkiem wzięłam prysznic i napisałam pamiętniczek. DO-BRA-NOOOC. Kochany pamiętniczku.

***

To było wczoraj. Kochany pamiętniczku. A jak wiadomo, jeśli wczoraj było fajne to coś co następuje po wczoraj musi być niefajne. Po wczoraj, jak się okazało, nastąpiła noc w trakcie której nie zmrużyłam oka bo pierdolone farmaceutki muszą się wyspać zanim ruszą dupy i przyjadą otworzyć swoje pierdolone apteczki na samym krańcu miasta żeby łaskawie sprzedać ojcu świstek z tabletkami dla konającej córki.

FARMACEUTKOM I ICH POŚLADKOM STANOWCZE NIE!

 

1984 : :
lut 04 2004 (pod)zwyczajność
Komentarze: 5

 

Nie trzeba mi wiele do szczęścia. Nie przeszkadza mi permanentny brak kasy. Szczerzę się na widok dziesięciu stopni na termometrze. Kolacja i dobry film to spełnienie marzeń. Niespodziewane nazwanie mnie ciałem niebieskim występującym gdzieś w odległym wszechświecie rozpromienia na dłużej. Mam łóżko, ciepły pokój, głowę i głośniki. Mam bilet i oczy. I nie chcę nigdy więcej niż mogę dostać. Nie ma to nic wspólnego z ambicją, żebyśmy się dobrze rozumieli. Nie znoszę ambicji, bo to ona zniszczyła to co wydawało się odporne na wszelkie niemetale...

Moje niewymaganie nie dotyczy dążeń a raczej ich spełnienia. Nie... To jednak dotyczy moich dążeń. I właśnie wszystko, co uda się osiągnąć cieszy ogromnie. Wiem, że niewspółmiernie do ludzi otaczających. Narzekają, marudzą choć niejednokrotnie mają więcej niż ja.

A jednak czegoś nie mają.

Nie mają walizy doświadczeń. Złych i dobrych. Tych złych, które teraz wydają się dobre. I dobrych, w które trudno aż uwierzyć. Nie mają pojęcia, co znaczy żyć. Bo żyją oczekiwaniami. Wyimaginowanymi i nie wprost proporcjonalnymi do poświęcenia, jakie czynią w ich kierunku.

Bez celu obijają się ze wschodu na zachód, marudzą kiedy trzeba, marudzą kiedy nic nie trzeba. Poza ubogim życiem mają ubogie myśli. Czas na nich. I na ich własne ręce. Jak można tak bardzo osierocać własne życie?!

I są tacy, którzy nie lubią mnie za tą radość. Bo pewnie muszę mieć Bóg-wie-co skoro uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Bo mam lepiej/więcej/bardziej niż oni skoro taka radosna. Bo oni tacy nie są....

Jestem nieskromna?

Jestem szczęśliwa.

 

1984 : :
lut 01 2004 I N W A Z J A
Komentarze: 7

 

Nie chce mi się pisać i nie mam po co.

Zwiększa się też ryzyko nieproszonych gości.

Każdy kolejny artykuł o blogach, reportaż o blogujących i program o tym jak założyć i prowadzić bloga tylko to pogłębia.

To miało być moje intymne miejsce. Owszem, odwiedzane, ale przez to tylko stymulujące.

Nie podoba mi się to.

Coraz większą mam ochotę na wyrzucanie tych emocji do realnych twarzy, oczu i uszu. Do tego jednak ograniczyć się nie mogę. I nie chcę.

Mój drugi świat jest atakowany.

 

1984 : :
sty 27 2004 Bez tytułu
Komentarze: 7

Ja dziękuję!

 

Albo brudny albo pierdolnięty. Inaczej nie może być w tym kraju….

 

 

Sobie państwo wyobrażą, że kogo widzimy dziś w bibliotece?!

Powrót pachnącego dziadka! Pachnący dziadek znowu atakuje! Pachnący dziadek wciąż na wolności! Ten sam okaz, co ostatnio. Tak samo szokująco pachnący. To Ci dopiero dziadunio. Popatrzyłam w zadumie… Takiemu dziadkowi to nawet bym chętnie podała kolacyjkę i przykryła kołderką… Bez podtekstów. Z czystej troski i dobrego serca. Może z wdzięczności za tę woń….

No i git. Wiara w ludzi przywrócona.

Aż tu nagle… Jakiś raban się podniósł! Nie pytajcie, kim jest raban.

Dziadek wparował i coś krzyczy. Coś o butelce Koka Koli. Potem o wolności słowa. I o tym, w jakim kraju żyjemy. Potem zaczęli go uciszać i się zbulwersował. Wciąż wydzielając ten swój zapach. Wyszedł. Pobiegł do innej sali. Wrócił. Wybiegł. Potem już tylko ochrona krążyła po budynku a po mojej głowie myśli, że już tylko dziadek Anarcha nam się ostał.

Smutne.

 

 

1984 : :
sty 24 2004 …z encyklopedii 1984
Komentarze: 10

 

 

Zjawiskiem niezwykle rzadko spotykanym w polskim środowisku nie do końca naturalnym jest tak zwany pachnący dziadek. Umowna ta nazwa nie niesie w sobie jednakże zależności rodzinnych i wszelkiego powinowactwa a jedynie ograniczenia wiekowe i kondycję fizyczną. Pachnący dziadek obecnie zagrożony jest całkowitym wyginięciem. Bynajmniej nie w wyniku ujemnego przyrostu naturalnego (bo dziadków ci u nas dostatek) czy też nadmiernych polowań (niskie emerytury zapewniają unormowaną liczbę wielbicielek). Dzieje się tak z racji wyparcia przedstawicieli tego gatunku przez tychże samych pozbawionych jedynie dobrych manier.

 

Okaz napotkany dnia 24 stycznia bieżącego roku przez autorkę encyklopedii wydaje się być jednym z nielicznych bo powoduje w społeczeństwie nieopisany zachwyt. Niewątpliwie zatem pachnących dziadków należałoby objąć ochroną gatunkową w celu zachowania choćby kilku przedstawicieli w przyrodzie w stanie dzikim, co pozwoliłoby na reprodukcję (jeśli nie samych osobników to chociaż owych manier).

 

Osoby będące w posiadaniu informacji o miejscach pobytu ewentualnego niezwykłego okazu lub też (jakże pożądanych) skupiskach pachnących dziadków proszone są o niezwłoczny kontakt. Wdzięczność ludzkości nie znać będzie granic a i własne samopoczucie wzrośnie niechybnie jeśli przyczynią się państwo do szerzenia higieny w rezerwuarach starszego pokolenia.

 

W odniesieniu do objętych ochroną gatunkową pachnących dziadków zabraniać trzeba by:

 

1) zabijania (tu sprzyjałoby nawet prawo groźbą ograniczenia wolności sprawcy), preparowania, płoszenia, odłowu i przetrzymywania w niewoli (nie dotyczy małżeństw)

 

2) umyślnego niszczenia ich gniazd, nor, legowisk i żeremi choćby wydawały się nieodpowiednio zagospodarowane czy źle umiejscowione (wolność Tomku…)

 

3) niszczenia jaj, osobników młodocianych i innych form rozwojowych bo nie przystoi…

 

4) fotografowania i filmowania w okresie rozrodu i wychowu młodych w ich ostojach i miejscach rozrodu, bo chyba resztki prywatności należą się starszemu pokoleniu nienawykłemu jeszcze do wielkich realiti szoł czy innych widowiskowych produkcji telewizyjnych

 

5) wszelkich form handlu żywymi lub martwymi osobnikami (jeśli nie do moralności to do rozsądku i przedsiębiorczości chciałabym się odwołać- przecież i tak nikt ich nie chce!)

 

6) wwożenia lub wywożenia poza granice kraju, bo potem różne świństwa o Polakach się słyszy…

 

 

 

Czy to naprawdę tak wiele? A WARTO! Mówiąc krótko: po prostu by nie śmierdziało!

 

 

1984 : :