Najnowsze wpisy, strona 40


gru 10 2003 Bez tytułu
Komentarze: 6

zaczyna się nowa historia a ja z chęcią będę jej bohaterką

1984 : :
gru 09 2003 Bez tytułu
Komentarze: 7

Nie jest fajnie. Sytuacja dość napięta. A może zupełnie rozluźniona? Nie wiem. Nijaka.

Lubię tak sobie rano wstać. Odpowiednio wcześnie by przyrządzić sobie strawę w wydaniu lepszym niż jedno jabłko pochłaniane w windzie, wziąć prysznic a potem siedzieć przed monitorem z wielkim turbanem na głowie. I lubię sobie komplikować życie.

Chwilowy spokój od jednego problemu. Wyjechał. Ale rzecz jasna nie daje o sobie zapomnieć. Zależy mu coraz bardziej. Mnie zależy coraz mniej. A że pompę ssąco-tłoczącą mam zbyt miękką to tak się będę sobie męczyć bo czemu by nie.... Delikatne aluzje nie skutkują, widocznie w swoim męskim mózgu jest w stanie odebrać to tylko jako pozorną oschłość, tak zwane „nie” znaczące „tak...

Dziś w planie bardzo wyszukana impreza ludu z wyższych sfer. Zobaczymy jak to jest tak sobie „bywać”...

Piękna moja tak zwana przyjaciółka z którą co prawda mój "związek" trwał dość krótko bo jakieś półtora roku, ale za to intensywnie ostatnio odstawiała przepiękne fochy. Na podstawie zaistniałych sytuacji mogę z całą odpowiedzialnością stwierdzić, że ludzie nie lubią szczęścia osób innych niż oni sami. Kiedy tak sobie żyję w permanentnym siódmym niebie ona odwala numeru typu: cześć wszystkim, buzi wszystkim a ’84 stała się transparentna i jej nie cześć i nie buzi. Kiedy ’84 artykułuje swoje z trudem skierowane w tę nieprzyjemną stronę słowa, Piękna nagle chwilowo podupada na zdrowiu i traci słuch. ’84 oburza się i postanawia dać sobie spokój po dwóch tygodniach tej farsy, mijania się to tu to tam, ignorowania, wciągania w to osób trzecich... Rozumiem że jest stara i zdesperowana ale do chuja wafla (wybacz mój drogi ale czasem nie można się oprzeć!) obrażać się o to że komuś jest lepiej to chyba lekkie skrzywienie!?! Bo jak ja śmiałam być szczęśliwa a poza tym wypaść z lekka bardziej inteligentnie niż ona w konfrontacji sił... Stara baba a taka głupia. Ostatnio oznajmiła mi że to bez sensu, w związku z czym trzeba „przestać”. Wtedy postanowiła mnie nie lubić, teraz ot tak już będzie mnie łaskawie lubić. Więc oznajmia że to już. Już mogę zacząć znowu znosić jej drobniejsze fochy. Pieprzyć takie przyjaciółeczki.

Teo? Nie obrażaj się na mnie!

To rzecz jasna nie wszystko co miałam ochotę napisać ale muszę lecieć na jogę. Wrócę giętka jak guma i do tego natchniona więc może wtedy uda mi się napisać to, co napisać chciałam.

 

1984 : :
gru 03 2003 Bez tytułu
Komentarze: 11

Niesłychany to widok kiedy niebo przecina samolot a dokoła rozpraszają się ptaki. Głuchy warkot i widoczna panika małych roztrzepotanych stworzeń. Nieeee.... Nie doszukujmy się wszędzie czegoś głębszego. Nie chodzi o przerażającą potęga cywilizacji jaką obrazuje samolot i jej zgubny wpływ na naturę symbolizowaną przez ptaki... Nie... Nic wyszukanego. Ja po prostu lubię ten dźwięk. Tak jak lubi się bicie dzwonów o świcie, cichy szept tuż przy uchu, gitarę i ulubiony wokal, szlest liści, pogwizdywanie pod prysznicem i chlupot wrzątku topiącego kawę... Samolot. Gdy powoli, niczym przesłyszenie zaczyna brzmieć gdzieś w oddali nie dociera od razu do świadomości. Brzęczy... może to kot, może radio, może sąsiad.... I kiedy nagle wiadomo już że to odległy świat zamknięty w unoszącej się puszce rozbrzmiewa na cały niemal wszechświat, następuje odruch bezwarunkowy. Może warunkowy? Bo już gdy miałam tylko trzy zęby z przodu, niesfornie loczki i stopy wielkości serdecznego palca zrywałam się gdziekolwiek wtedy byłam i leciałam do okna żeby zobaczyć tę puszkę z życiem. Nie lubię ptaków. Może właśnie dlatego. Przelatują tak cicho. Lecą! Wolnością zupełnie inną niż my a ukrywają się z tym, cicho wpadają w chmury chcąc jakby przemknąć niezauważalnie.

 

Najbardziej lubię helikoptery. Miałam taką zabawkę jeszcze jak byłam bezzębna. Sentyment to więc szczególny... Do tego jeszcze pamiętny czas kiedy siedzieliśmy nad rzeką, 1719 kilometrów stąd a niebo jak gdyby zasypywało wszystkie strony świata swoimi puszkami z zawartością...

 

I co z tego wynika? Nic. Tylko przeleciał samolot. A ja ciągle zapominam wtedy o zastanym ziemskim świecie i przystaję na ulicy zadzierając do góry głowę, przesuwam się nieznacznie przy autobusowym oknie, niewiele brakuje żebym usteczek nie rozdziawiła w zdumieniu i zachwycie.

 

Może ptaków nie lubię przez tę ich niezauważalność. Nie chciałabym tak. Chyłkiem przechodzić po ziemi, nawet nie przefrunąć. Być raczej puszką, pełną życia. Teraz chcę marzyć! Marzenia na które dotychczas mogłam sobie pozwolić to w rzeczywistości cele. Jeśli zdarzało się marzyć, to nie pragnąc tak naprawdę spełnienia, z góry niszcząc je niewiarą. Teraz marzyć się nie boję. Zauważyłam bowiem, że marzenia jak i ich posiadacze nie muszą być bezobjawowe, zupełnie niewidoczne. Jestem coraz bardziej wyrazista. Więc chyba zasługuję na marzenia. Patrzę jak niemalże otwierają się usteczka... Coś dziwnego dzieje się w moim życiu. Nie wiem czy to dokoła mnie czy we mnie

 

1984 : :
gru 01 2003 Bez tytułu
Komentarze: 10

Obudziłam się z ustami rozciągniętymi w infantylnym uśmieszku, odrobinę naiwnym... Nareszcie znowu naiwnym. Do pionu weszłam rześka i gotowa na wspaniały szary radosny monotonny nowy dzień. Rutyna wydaje się kusząca i wyjątkowo urocza.

 

Dobrze mi.

W ciągu jednej dobry dwóch mężczyzn trzymało swoją dłoń na moim brzuchu. Nie jednocześnie.

Zbieg okoliczności ale nie zbieg odczuć.

 

Dobrze mi.

Uśmiech będę dziś kopiować szczodrze a kserówki chętnie rozdam kilku osobom. Beztroski uśmiech?! To on się gdzieś ostatnio zapodział!

Przyjemny uśmiech. Przyjemność. Szczera.

W ciągu jednej doby przekonałam się że wymuszony uśmiech nigdy nie rozciąga ust tak jak ten na moich przygotowanych na dziś kserowkach. Niby w dwie strony, niby szeroko, niby kąciki lekko do góry. A taka monstrualnie duża różnica...

 

1984 : :
lis 29 2003 głupio sobie myślę...
Komentarze: 12

 

jadę sobie dzisiej, jadę... myślę sobie, myślę... „wysiąść, nie wysiąść”. tak sobie jadę i nie wiem co robić i gdzie wysiąść bo mam pilną potrzebę zrobienia drobnych sprawunków jak to mawiali w dzieciach z bulerbyn. Wybieram biedną bronkę przy skrzyżowaniu bo do autobusu z tramwajowego niedaleko. na torach leży martwy gołąb. wczoraj tez leżał jak zerkałam z okna tramwaju. Ciekawe kto takie gołębie sprząta, z takich bocznych torów... popatrzę jeszcze, będę kontrolować sytuację. Może zacznie się rozkładać. no, przepraszam ale ja go nie sprzątnę. idę do tej bronki, pod klubem bilardowym przechodzę i sobie myślę że dawno nie grałam i mi się przypomina ostatni bilard. i jak się potwornie oparzyłam wtedy w język bo mi się zawartość lufki wciągnęła i nic nie czułam trzy dni. Za klubem jest fitness club. I słyszałam że mają tam jogę, ale żadna nie równa się z naszymi przeprzyjemymi zajęciami. W końcu dotarłam do bronki, przepuszczam grzecznie panią ze smalcem w siatce i wchodzę. Wielce zamaszystym krokiem. „ale wmaszerowałam” myślę sobie, a że jeszcze glany chwilowo wróciły do łask to zaiste czułam się jak żołnierz. Pan z kolejki na mnie zerknął. Zerknął i chłopiec buszujący w napojach. Czego on tam szuka myślę sobie, może jest którymś z tych pacholąt tu pracujących? Nie, chyba nie bo jest w kurtce. Obserwuje mnie dziwnie. Idę dalej, również obserwowana. Ochroniarz pierwszy. Wychudzony. I wygłodzonym szpiegowskim wzrokiem zagląda mi w koszyk, obserwuje każdy ruch. Czuję się jak rasowy złodziej, udowadniający grzecznym zachowaniem że tym razem niczego nie ukradnie. Idę dalej. Następny stoi przy kawach. Uuu przyjemny dla oka. Łysy, duży taki jakiś ciepły i przyzwoity. Kosmetyki całe zastawione jakąś paletą wielgachną. I teraz muszę kasę wybrać. Przy jednej długi ogon. Przy drugiej tylko pan o dwóch kulach i z dwoma piwami. No to staję za panem. Dłubie w tych pieniążkach dłubie, wydłubał.... Wtem jakieś krzyki słyszę. Odwracam się a tam mój przyjemny dla oka szamocze się z tym buszującym. Dziadek o kulach podekscytowany zostawia resztę i zakup o dziwo również. Leci kibicować, tylko nie wiem jeszcze komu... buszujący drze twarz, przyjemny coś mruczy przez co okazuje się mniej przyjemny. W końcu buszujący prując się w niebogłosy wyrwał się i wybiegł na ulicę wyzywając już-nie-przyjmnego od narządów męskich płciowych, bo ten podarł mu rękaw od kurtki. Śmieszne, myślę sobie. Wracam. Gołąb leży. Dlaczego w wordzie literki automatycznie zmieniają się na duże. Ubezwłasnowolnienie. Brzuch mnie boli. Dobrze sobie tak poniemyśleć przez chwil parę. Sąsiada zamordowali bo chcieli sobie telefon kupić. najgorsze są takie blond dziewczęta niewinne z pozoru, lekko zaciągające świńską urodą w sensie mupetową świnką pigi.... branoc

 

1984 : :