Najnowsze wpisy, strona 47


paź 26 2003 Bez tytułu
Komentarze: 2

Zwyczajnie dobry dzień. Po prostu miły wieczór. Normalnie naturalnie swobodnie. Pewnie.

Wiem że podjęłam dobrą decyzję. Jest mi dobrze. Dobrze się bawiłam, śmiałam... Zachowywał się tak normalnie, tak prawdziwie, tak blisko. Właśnie odwiózł mnie do domu. Właśnie.... Właśnie po drodze wydzieraliśmy się śpiewając jakąś piosnkę. Oj jak mi pasuje to jego ramię...

Tylko jedna myśl przemyka czasem niepostrzeżenie... Albo całkiem postrzeżenie. Że Ktoś siedzi teraz sam. Błagam! Niech zapomni. Niech nie myśli nie czeka...

 

Iza (24-10-2003 21:37)
w jakim ty swiecie zyjesz

Iza (24-10-2003 21:37)
myslisz ze

Iza (24-10-2003 21:37)
gdyby to byla odwrotna sytuacja to facetowi jakiemus byloby przykro ze splawil laske?

Iza (24-10-2003 21:37)
nie sadze

Iza (24-10-2003 21:37)
tak bywa ze niektorzy nie moga byc ze soba

Iza (24-10-2003 21:37)
i juz

Iza (24-10-2003 21:38)
i musza sie z tym pogodzic

 

Tak... Luz. Już się robi. Już mi nie jest przykro. Tylko wiem że tak potwornie to przeżywa... Jeśli to uczucie pozostało tak silne jak wtedy gdy było odwzajemnione to nie wyobrażam sobie dalszego takiego trwania. Dokładnie nie wiem co czuje bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Odrzucony, samotny, do tego ugodzony w sam środek męskiej dumy. Nie. Tu nie było dumy. W tej jednej sprawie nie było śladu chorej ambicji. Jednej sprawie w całym jego życiu, przepełnionym zdobywaniem, wygrywaniem . I to chyba najbardziej mnie przeraża.

 

 

Ale nie potrafię nie cieszyć się tym co mam. Tak kocham pewność że robię to co właściwe. Tak kocham brak wątpliwości, przymusu.

Tak mi dobrze. Chcę tego. I chociaż nic nie jest idealne bardzo chcę by BYŁO, cieszę się że JEST. Cudowne. Cudowne. Pójdę spać czując jeszcze jego zapach. Pod powiekami widząc jego przepełnione energią ciało, uśmiechniętą twarz i te oczy... czując tę bliskość.

Mam nadzieje że ten obraz szybko zwycięży widzianą wczoraj smutną, pełną cierpienia, podziwu, strachu... wilgotne dłonie, grymas bólu.

Przepraszam. Czuję się winna. Jednocześnie wdzięczna.

To tak jak bym jego kosztem budowała swoje szczęście. A przecież niczego nie robiłam. Żadnego z nich nie prosiłam o miłość. Żadnego. To siebie prosiłam o miłość. Otrzymałam. Ale nie wróci już to co było. Tamten czas minął. I choć miało to być przeznaczenie, miało to być TO, teraz wiem że to bzdura. To poczucie.

Może nic już nie wiem. Bo jeśli to bzdura to co czuję teraz?

Teraz jestem spokojna. Zupełnie spokojna o przyszłość. Nie boję się niedzieli, 20:00, środy, listopada, nie boję się sylwestra i 15 stycznia. Nie boję się. Jak cudnie jest móc to napisać. Nie boję się. Chcę tego. Jest tak dobrze...

Nie wiem czemu bardzo wilgotnieją mi oczy.

 

Może łzy szczęścia? Nie, pewnie to mleczko do demakijażu podrażniło mi oczy.

 

 

Bezpiecznie. Pewnie. Ciepło.

 

 

Czy to szczęście buduję na nieszczęściu? Przecież niczego nie zrobiłam. Przecież kiedy wszystko skończyło się w styczniu nie miałam pojęcia że trwa nadal poza mną. Przecież to wszystko spada na mnie zupełnie nie proszone. Nie chcę wszystkiego. Musiałam więc Coś odrzucić... Może powinnam odrzucić wszystko. Żeby nie ranić? Może powinnam posłuchać Izy?

Ta myśl pozostanie. Świadomość jego bólu. Ale ja go nie ukoję. Nie mogę. Nie chcę.

 

            Nic już się nie liczy. Tylko On.

 

1984 : :
paź 24 2003 Bez tytułu
Komentarze: 6

A zatem spotkaliśmy się..........................

Nie bardzo potrafię cokolwiek napisać. Jest mi niedobrze. Fizycznie niedobrze. Psychicznie jest mi nijak.

Zagapiłam się. Gapię się w jeden punkt. Zupełnie nieokreślony. Tak jest łatwiej. Trudniej ogarnąć to wszystko. Zapanować....

Nawet nie mogę tego tu opisać.

Tego bloga powinni zamkąć. Prowadzi go osoba której myśli nie powinny być rozposzechniane. Jakieś hasło? Zakaz wstępu. Likwidacja chorych myśli. Być może zakaźnych. A na pewno lepiej nie narażać na kontakt z chorym.

 

To było jak sen. Jak nędzny polski melodramat ze mną w roli głównej.

Kawiarnia, jakaś mało ważna rozmowa o tym „jak leci”... W końcu pogawędka z trudem przerodziła się w poważną rozmowę. Nie chciał tego powiedzieć. Słuchał jak jestem szczęśliwa, że mam już wszystko o czym można marzyć... Nie wiem jak to się stało że pozwoliłam mu na te słowa.

Kocham Cię. Brzmiało pewnie, zabarwione odrobiną pretensji, winy, grzechu... Przepraszał że to powiedział, że znowu komplikuje mi życie. Przepraszałam że dokładnie rok temu to ja skomplikowałam mu życie. Złośliwość losu? Teraz sytuacja jest odwrotna.

Ale ja niczego mu nie obiecywałam. Nie żądałam.

Teraz On... Również nie żąda. Tylko opowiada o każdym dniu wypełnionym myślami o mnie.

Potwornie trudna sytuacja. Co miałam robić? Jakie zachowanie byłoby najlepsze?

No słucham? Zawsze jesteście mądrzy. Dajecie komentarze, krytykujecie albo radzicie.

Zaniemówiłam. Nie mogłam odpowiedzieć mu tego samego. Powiedziałam tylko jak bardzo kiedyś go kochałam. Tylko jego i nikogo nigdy. Jeszcze nigdy tak nie rozmawialiśmy.

I wyjęłam rękę z jego dłoni. I nie ma przeznaczenia i nie będzie. Choć oboje bardzo bardzo bardzo kiedyś to czuliśmy. I pewniej niż zwykle niż czegokolwiek powiedziałam że nie mogę...

Wiem, nie możesz....

Nie jestem sama.

Zapomnij? Nie myśl? Nie, nie jestem jedyną dla której żyjesz....

I przyjechał autobus. I wsiadłam. I nie odwróciłam głowy.

 

 

Miłość to złudzenie. Wszechogarniająca pewność że właśnie dzieje się to co powinno.

To nie powinno się dziś zdarzyć.

 

1984 : :
paź 23 2003 Bez tytułu
Komentarze: 7

przedostała się w parszywy czas

przez ulice zakarzone bezradnością dni

przez korytarz betonowych spraw

pewność że my

mimo wszystkich nieprzespanych nocy

mimo prawdy porzuconej na rozstajach dróg

potrafimy w rzeczywisty sposób znaleźć się już

w domu będzie ogień

a do domu proste drogi

wiodą słusznie moje stopy

nie zabraknie mi sił

czas poplątał kroki

jest łagodny i beztroski

ma zielone kocie oczy

tak samo jak Ty

 

1984 : :
paź 21 2003 Z niewyraźnych rozważań czułostkowej...
Komentarze: 7

 

Ckliwa się robię jak tu piszę. Jak nie piszę robię się znów rozumną panną działającą według wytycznych. I myślę rozsądnie. I nie rozbieram uczuć na czynniki pierwsze. Miałam pięć dni przerwy. Mały remanent. Uporządkowanie myśli i już wszystko jest w porządku. Choć ciężko było.

Przeżyłam bowiem „atak byłych”.

Nie pisałam bo nie chciałam zaśmiecać sobie bloga myślami zmieniającymi się średnio co godzinę. Teraz czuję się odpowiedzialna za to co czuję. Może tym razem ów stan utrzyma się wyjątkowo jakiś tydzień. Może dwa? Może...

O przypadku dwóch panów i moich rozterek z nim związanych już pisałam. Żeby się nie gubić nazwijmy ich jakoś... Dajmy na to Pan Starszy i Pan Młodszy. I tutaj bardzo słusznie podpowiada wam wrodzona lub też nabyta w pocie czoła inteligencja, że Pan Starszy jest ode mnie starszy a Pan Młodszy przeciwnie. Do Starszego ciągnął mnie rozum do młodszego serce. A jak już ’84 do czegoś ciągnie serce ...(co zdarza się niezwykle rzadko bo zazwyczaj to jakaś tylko ochota, sposobność, nerki, wątroba, ale nie serce do diabła!)... Więc tak się męczę i trudzę... aż tu nagle żeby sprawę urozmaicić jak gdyby nigdy nic dzwoni trzeci! Pan mniej- Starszy.

I w tym momencie ’84 opada z sił, załamuje ręce i nie wie co robić. Więc jak zwykle nie robi nic. Czeka na rozwój wydarzeń. Długi ów okres oczekiwania urozmaicały rozmowy ze Starszym, myśli o mniej-Starszym i potworna ochota na Młodszego. A co! Na złość drewniakom...

I oto któregoś bliżej nie sprecyzowanego dnia o niewyraźnej godzinie panienka ’84 nagle doznała przyjemnego poczucia że oto przejrzała samą siebie na wylot i uwaga... wie już czego chce! Mniej-Starszego to na pewno bym nie chciała, bo już nie bawi mnie ciągłe melanżowanie, tanie nalewki i dni o ziołowym zapachu. Młodszy zawsze był nie dla mnie. Nigdy nie mógł mieć mnie. I dlatego wrażenie że oto jesteśmy dla siebie urosło do tak pokaźnych rozmiarów. I było tak miłe... Teraz tylko wspomnienie. A mój najdroższy staruszek zawsze dobrze wiedział że to mam być ja. A i mnie gdzieś ciągle prześladowało, że prędzej czy później... I jakkolwiek szybko bym nie uciekała, cały czas zbliżałam się do niego. Może już tylko z przekory odsuwam się jeszcze, kawałeczek... Ale ostrożnie, tak żeby przypadkiem nie za daleko. Na wyciągnięcie ręki. Bo boję się że go stracę. Tak długo igrałam sobie z uczuciem.

Igram również teraz. Bo po uzyskaniu tej pewności pomyślałam jeszcze że przecież musze się chociaż spotkać z Młodszym. Porozmawiać. Może przeprosić? Może wreszcie wtedy będę już spokojna. Lubię sobie komplikować życie, lubię...

A do tego dzisiejszy sen. Bardzo dziwny. Bardzo realistyczny. Pierwsza część, o zabarwieniu lekko „kameralnym” z mniej-Starszym i ’84 w roli głównej. Przyjemnie się śniło. W drugiej zaś części nawiedziła mnie... uwaga uwaga... szanowna rodzicielka Starszego!!! W serdecznej rozmowie, niemal jak z własną córcią, uświadomiła mi że źle robię spotykając się z Młodszym. Żebym była rozsądna. I że bardzo się o mnie martwi. I o Starszego. I żeby po tym jednym spotkaniu nic się nie zmieniło.

Też mi coś. O to, to ja się sama martwię. Żeby mi znowu nie wróciło i nie rozsiadło się w tej głupiej łepetynie.

No to rozebrałam się tu już cała i rzuciłam bezmyślnie na tę marną czarną stronę. Czuję się mała, naga i śmieszna.

Ale szczęśliwa. Zaraz pęknę z tego szczęścia. I będę mała, rozebrana, śmieszna i w kawałkach. Z plakietką „do pozbierania”.

 

1984 : :
paź 20 2003 Bez tytułu
Komentarze: 13

Łaskocze mnie w brzuchu. I miekko mi w uda.

Tylko ja wiem co to oznacza.

 

 

 

 

 

1984 : :