Komentarze: 2
Zwyczajnie dobry dzień. Po prostu miły wieczór. Normalnie naturalnie swobodnie. Pewnie.
Wiem że podjęłam dobrą decyzję. Jest mi dobrze. Dobrze się bawiłam, śmiałam... Zachowywał się tak normalnie, tak prawdziwie, tak blisko. Właśnie odwiózł mnie do domu. Właśnie.... Właśnie po drodze wydzieraliśmy się śpiewając jakąś piosnkę. Oj jak mi pasuje to jego ramię...
Tylko jedna myśl przemyka czasem niepostrzeżenie... Albo całkiem postrzeżenie. Że Ktoś siedzi teraz sam. Błagam! Niech zapomni. Niech nie myśli nie czeka...
Iza (24-10-2003 21:37)
w jakim ty swiecie zyjesz
Iza (24-10-2003 21:37)
myslisz ze
Iza (24-10-2003 21:37)
gdyby to byla odwrotna sytuacja to facetowi jakiemus byloby przykro ze splawil laske?
Iza (24-10-2003 21:37)
nie sadze
Iza (24-10-2003 21:37)
tak bywa ze niektorzy nie moga byc ze soba
Iza (24-10-2003 21:37)
i juz
Iza (24-10-2003 21:38)
i musza sie z tym pogodzic
Tak... Luz. Już się robi. Już mi nie jest przykro. Tylko wiem że tak potwornie to przeżywa... Jeśli to uczucie pozostało tak silne jak wtedy gdy było odwzajemnione to nie wyobrażam sobie dalszego takiego trwania. Dokładnie nie wiem co czuje bo nigdy nie byłam w takiej sytuacji. Odrzucony, samotny, do tego ugodzony w sam środek męskiej dumy. Nie. Tu nie było dumy. W tej jednej sprawie nie było śladu chorej ambicji. Jednej sprawie w całym jego życiu, przepełnionym zdobywaniem, wygrywaniem . I to chyba najbardziej mnie przeraża.
Ale nie potrafię nie cieszyć się tym co mam. Tak kocham pewność że robię to co właściwe. Tak kocham brak wątpliwości, przymusu.
Tak mi dobrze. Chcę tego. I chociaż nic nie jest idealne bardzo chcę by BYŁO, cieszę się że JEST. Cudowne. Cudowne. Pójdę spać czując jeszcze jego zapach. Pod powiekami widząc jego przepełnione energią ciało, uśmiechniętą twarz i te oczy... czując tę bliskość.
Mam nadzieje że ten obraz szybko zwycięży widzianą wczoraj smutną, pełną cierpienia, podziwu, strachu... wilgotne dłonie, grymas bólu.
Przepraszam. Czuję się winna. Jednocześnie wdzięczna.
To tak jak bym jego kosztem budowała swoje szczęście. A przecież niczego nie robiłam. Żadnego z nich nie prosiłam o miłość. Żadnego. To siebie prosiłam o miłość. Otrzymałam. Ale nie wróci już to co było. Tamten czas minął. I choć miało to być przeznaczenie, miało to być TO, teraz wiem że to bzdura. To poczucie.
Może nic już nie wiem. Bo jeśli to bzdura to co czuję teraz?
Teraz jestem spokojna. Zupełnie spokojna o przyszłość. Nie boję się niedzieli, 20:00, środy, listopada, nie boję się sylwestra i 15 stycznia. Nie boję się. Jak cudnie jest móc to napisać. Nie boję się. Chcę tego. Jest tak dobrze...
Nie wiem czemu bardzo wilgotnieją mi oczy.
Może łzy szczęścia? Nie, pewnie to mleczko do demakijażu podrażniło mi oczy.
Bezpiecznie. Pewnie. Ciepło.
Czy to szczęście buduję na nieszczęściu? Przecież niczego nie zrobiłam. Przecież kiedy wszystko skończyło się w styczniu nie miałam pojęcia że trwa nadal poza mną. Przecież to wszystko spada na mnie zupełnie nie proszone. Nie chcę wszystkiego. Musiałam więc Coś odrzucić... Może powinnam odrzucić wszystko. Żeby nie ranić? Może powinnam posłuchać Izy?
Ta myśl pozostanie. Świadomość jego bólu. Ale ja go nie ukoję. Nie mogę. Nie chcę.
Nic już się nie liczy. Tylko On.