Najnowsze wpisy, strona 46


lis 01 2003 Bez tytułu
Komentarze: 9

Ciągle mi mało. Gdy tylko osiągam kolejny cel odzywa się we mnie, nawet nie pazerność czy nienasycenie ale jakaś żądza... chęć kolejnej próba zdobycia.

I chodzi mi o wszystko. Drobiazg i największą wartość.

Przykładem ekstremalnym są studia. Zadziwiam samą siebie. Przez ponad dziesięć lat 1984, wyjątkowo zdeterminowane dziecko, marzyło i czekało. Kiedy już osiągnęło to czego chciało jest mu mało.

Chcę czegoś jeszcze. Kiedy pomyślę jak było ciężko to osiągnąć i że jest to niespełnione marzenie wielu stworzeń zachłannie myślę że nie chciałabym tego tracić. Ale chcę czegoś jeszcze. Na horyzoncie tyle kuszących zdobyczy...

Kiedy mam Jego horyzont również staje się wyjątkowo zapełniony. I kiedy myślę że nie chcę go stracić bo niejedno stworzenie marzyłoby o Kimś tak wspaniałym zachłannie patrzę porównuję i podziwiam. Pazerny błysk w oku skierowanym na to co nowe, ładnie opakowane...

I wstyd mi. Że nie potrafię dłużej cieszyć się tym co mam. Nie dłużej a szczerzej. Bo cieszę się i doceniam... Dlaczego jednak myślę o czymś nowym. Dlaczego to nowe przyciąga, tak szeroko otwiera ramiona?

Mało mało mało mało.

Ohydne pazerne myśli.

Myśli. Ja trwam.

 

 

1984 : :
lis 01 2003 Nihil nivi sub sole
Komentarze: 14

 

Nimfomanka 1984 chciała tylko napisać ze troche sie komplikuje to i owo... Ale wszystko odbywa sie z winy nikogo innego jak tylko zawartosci jej czaszki. 

 

1984 : :
paź 29 2003 Bez tytułu
Komentarze: 6

Dostaję jakichś schiz. W domu pusto i ciemno. Autentycznie się boję. Może to za pomocą dzisiejszego snu. Przebił wszystkie dotychczasowe koszmary...

Od dziecka śniło mi się że jadę windą, która dojeżdża do ostatniego piętra nie zatrzymuje się jak zwykle tylko jedzie wyżej. Kiedy wreszcie udaje mi się wysiąść dokoła pełno jakichś lin i sznurów wiszących pionowo. Podłogę natomiast stanowią grube białe poduchy. Kiedy robię krok poduchy zapadają się i spadam na parter. W ustach mam kłęby pierza.

Typowe. To powtarza się często. A dodatkowym urozmaiceniem bywało pojawienie się na strychu dwóch mężczyzn, porwanie biednej małej mnie i zaprowadzenie do drzwi mojego domu. Dzwonek, mama otwiera drzwi a oni pozwalają mi jedynie zerknąć na mamę zza swoich nóg, nie mogę do niej podejść...

Przyzwyczaiłam się. Chociaż nie jest to przyjemne. Nie wiem dlaczego akurat coś takiego i dlaczego w ogóle to się powtarza.

Dziś we śnie wynosiłam suchy chleb i postawiłam go przy koszu koło przystanku a nie przy koszu za blokiem. Co okazało się błędem, na przystanku bowiem siedziało sobie dwóch panów i spostrzegłszy mnie postanowili sobie na mnie zapolować. A ja chytrze dostrzegłam w samych tylko ich spojrzeniach że oto pragną obrabować moje cenne domostwo i w te pędy uderzam do klatki. Winda. Standard........ Biegam po tym strychu, biegam, uciekam, przechodzę do klatki obok. Wiem że idą za mną. Trzymam w dłoni klucz i panicznie się boję. I marzę żeby to był sen. Szczypię się w rękę, ale niestety... dzieje się dalej. Dobiegam górą do trzeciej klatki. Jestem w czyimś mieszkaniu. Widzę ich przez okno. Wrócili na przystanek. Oddycham z ulgą i nagle znajduję się w autobusie. Spotykam kolegę z podstawówki. Idzie ze mną do tej nieszczęsnej klatki. Wchodzimy. Uf. Udało się. Nie zauważyli nas, odpuścili i siedzą dalej na przystanku. Winda się uspokoiła. Dochodzę do swoich drzwi. Klucz, dziurka. I co się dzieje? Klucz zaczyna się wyginać, błądzić w tej pieprzonej dziurce, zagłębia się tam, łamie i już wiem że dwa typy były w domu. W moim domu. Królestwie, schronieniu.

Nie, nie bałam się o swoje życie, ani o wieżę czy komputer. Bałam się że jakiś zapchlony typ wtargnie do Mojego Domu!

Że weźmie choćby jedną książkę, choćby pióro, lustro, szalik.

Nie znoszę kradzieży.

Ciężko przeżyłam fakt iż ukradli mi w barze jedną flaszkę piwa. Oj ciężko... Mogłabym pobić tych gnoi najdotkliwiej jak potrafię. Mogłabym naprawdę skrzywdzić bo TAK SIĘ NIE ROBI. Nie potrafię tego znieść. To Moja książka, mój szalik i moja flaszka więc do cholery jakim prawem!?!?

Nic. Nie o tym miało być. Poniosło mnie.

Sen wytrącił mnie z równowagi. Obudziłam się poważnie wystraszona. Jedna tylko myśl. Niech będzie już siódma. Niech mama przyjdzie mnie obudzić. I niech przytuli.

Po wyjściu z domu wszędzie widziałam dwóch panów.

Teraz siedzę sama w domu. Dzieją się różne dziwne rzeczy. Nie napisze co. Brzmią zbyt strasznie.

Boję się.

Zwariowałam. Boję się własnego domu i wszystkiego co się dzieje. Boję się nawet odwrócić głowę.

1984 : :
paź 27 2003 Yo!
Komentarze: 9

 

No z deczka jest hardkorowo. Ale twarda ze mnie sztuka i nie będę dziś kwasić. Jednorazowo tylko jakaś faza mnie dopadła i zlałam ziomów w celu otarcia łezki zapodanej w promocji cholernego szczęścia skręconego z potwornie słabym klimatem. Ale generalnie chillout. Lenistwo wielkie się szykuje dziś. Jak tylko dokształcę młodą niunię w kwestii obceniania odpowiednich końcówek czasowników polegnę w pozycji poziomej i palcem nie ruszę. Śmierć w poduszce i niekorzystny background dla potwornych myśli. Nic. Montuję spierdolkę. Na tramwaje się przerzucam ostatnio. Sunie sobie taki jeden z drugim i jakiś taki długodystansowy climax się załącza już po pierwszym przystanku. Jak w pociągu, bez wałków.

Tylko jedna zajawka podtrzymuje moje istnienie na szybkości. Już soon się teleportuję spać. I zapodam sobie jakiś zajebisty dream.

Wymarsz!

 

1984 : :
paź 26 2003 Bez tytułu
Komentarze: 7

Na śniadanie zjadłam śledzia w oleju z cebulką i śmierdzę niewiarygodnie! Nie bardzo chce mi się cokolwiek robić. Pouczyłabym się biologii, geografii, zadanie z fizyki rozwiązała... a tu taka monotonia... Studia ograniczają.

A dla chłopca nie ma nic lepszego niż fizyczna praca. Ciężka harówa wykształca zdolność do życia. Chłopię migiem dojrzewa i jego dziecinna twarz zahartowana wysiłkiem zaczyna wyglądać twardo i męsko. I myśli. I nadaje się.

Koleżanka szuka męża. Wielce zbulwersowana oglądała zdjęcia ze ślubu. „Phi!- rzekła- Zabawa w ślub...”.

Ona ślub będzie brała z grobową miną. Z taką jak patrzy na każdego potencjalnego męża, czyli każde stworzenie z bardziej wystającą wypustką na powierzchni krtani, zwaną jabłkiem Adama.

Ostatnio jeden zapytał ją czy jest katechetką? I powiedział, że przypomina jego mamę. Mi też przypomina moją mamę.

Jest szczególna. Życzę jak najlepiej.

Inna koleżanka od roku rozkochana jest w nauczycielu. Jeszcze inna w żonatym instruktorze jazdy konnej.

A kolega od trzech lat ma dziewczynę. Taką sympatyczną ciepłą klusię.

Uczniów mi przybywa.

Rodzice stwierdzili że będą kupować tylko deserową czekoladę bo jest zdrowsza.

 

1984 : :