Najnowsze wpisy, strona 23


maj 15 2004 Bez tytułu
Komentarze: 7

Dotarło i na samą myśl oczy zaszły mi łzami na co i jego posmutniały. Bo nie mogłam na nikogo liczyć. Bo byli dopóki było przyjemnie i wygodnie. W pozostałe dni zawsze byłam sama. Przywykłam do mojej samotności i znajomi zawsze dziwili się, dlaczego tak mi z nią dobrze. Wyłaziła na jaw w postaci uśmiechu na twarzy i niezmierzonych pokładów energii. Nie wiem dlaczego tak dobrze... Wygodnie. Swobodnie. Autentycznie.

Opowiedział mi po co żyje się będąc samotnym, opowiedział o celach, o wspomnieniach, tych samych co moje...

 

Przyzwyczajam się dzielnie do życia w związku. To już półtora miesiąca. Sześć tygodni minęło jak z bicza strzelił a tu wciąż idylla maleńka taka... Może nauczę się tego i całkowicie ustąpię mu miejsca w swojej codzienności… Łatwe to nie jest.

Nie jest też łatwo radzić sobie z fizycznością, która do tej pory wiązała się tylko i wyłącznie z pożądaniem, teraz natomiast przepełniona jest uczuciem.

 

"Zauważyłem że robisz się troszeczkę zawstydzona kiedy to mówię".

Tak.... Bo ciągle nie wierzę. A jeśli już wierzę to przytłacza mnie ta potęga.

Tylko ja i częściowo sam Książe wiemy, jak trudno było mi w końcu to powiedzieć, wydusić z siebie pierwszy raz...

Do tej pory nie mawiałam. Nie czuje to nie mówię, jasne. Potrafiłam nawet słysząc a nie czując robić wszystko aby nie zranić ale i aby nie skłamać.

Zatem tylko, jeśli czuję. Czasem wgryzając się w jabłko, czasem idąc spokojnie ulicą zstępuje na mnie i przytłacza całą siłą. I muszę to z siebie wydobyć. Wykrzyczeć. Dobrze, że głośno od samochodów w korku…

Ale każde kochamCię jest inne. Moje zawsze na 100%. Zmienia się tylko skład. Zazwyczaj

27% czystego uczucia

18% pewności

10% złudzenia

2% rozsądku

7% dumy

9% szaleństwa

7% bezpieczeństwa

4% miłości do samego siebie

3% chęci sprawiania przyjemności

8% dowodzenia sobie zdolności do uczucia

5% uporu

 

Na dzień dzisiejszy pozycja pierwsza znacznie wzrasta. Jakże nędznym nośnikiem moich uczuć jest to jedno cisnące się na usta słowo...

 

 

 

1984 : :
maj 12 2004 Bez tytułu
Komentarze: 16

Pierwszy wolny wieczór od dłuższego czasu. Tylko dlatego że nie ma sprzętu do realizacji planowanego projektu. Zabrawszy się z instytutu przyjechałyśmy czym prędzej do domu. Ja i moja myśl o pidżamie i trzech wygodnych poduchach.

 

Kiedyś na lekcji religii pani katechetka kazała wyciąć z kartonu serce i w nim zaznaczać każdy dobry uczynek. Wycięłam, ozdobiłam, pokolorowałam i trzymałam w szufladzie. Czekało puściuteńkie. Naprzykrzałam się. Wieczorem ścieliłam mamie łóżko, siostrze strugałam ołówki a tacie składałam skarpetki w kulki.

A teraz tylko kartonu brakuje.

 

Nie chcę niczego w zamian. Nie przekraczania granic. Są zasady.

 

O Księcia. Pokłóciłyśmy się o Księcia. Bo nie zniosłam kolejnej zbolałej miny i pełnego zrozumienia zapytania: "Był?" Owszem był! Tylko że ja nie oczekuje zrozumienia i połączenia w bólu bo chce wykrzyczeć całemu światu jaka jestem szczęśliwa i spełniona. Tymczasem mówiąc cokolwiek widzę pełne politowania spojrzenie mówiące: "Biedna, ciekawe kiedy Ci to minie..."

Może i się uniosłam, może powinnam zrozumieć.

Ale nie zachowuje się tak osoba, której daje się całego siebie nie oczekując nic w zamian. Są zasady. Nic w zamian ale bez takich numerów.

Przyszła. Najadła się. Poopowiadała jak to widziała tego i owego, jaki byłby z niego świetny mąż, jak by to było i co by z nim robiła. Po czym dowiedziawszy się ze zaraz do mnie przyjdzie prędziutko zaczęła zbierać swoje zabawki. Ośmielam się przemówić:

- Wiem że trochę iskrzy między wami. Może jednak zostaniesz. Może tym razem porozmawiacie bez spięć?

- Nie, wiesz... Lepiej nie. Nie tym razem, ja sobie jeszcze poczekam...

Znacie to cmoknięcie? Wymowne kręcenie główką.

- Coś mi się wydaje że... eh, lepiej już nic nie powiem...

-...?

- Coś mi się wydaje że on ci jeszcze coś wywinie.

-...?

- Nie, nie nie mówię o innej, ale coś ci wywinie.

Uśmiecham się i zamykam drzwi za wyrocznią.

Następnego dnia na obiedzie rozprawia o chłopcu wychowanym bez ojca.

- Nie będzie normalny- zwiastowała.

Atmosfera frustracji i niestrawności.

Szufladkuje, uogólnia, ocenia, pieprzy.

Próbuje oponować, zostaję zakrzyczana. Ona wie...

Wieczorem nosiło, więc znowu było pieprzenie ze chłopa jej trzeba. I ze mnie kocha, ze przy mnie czuje ze żyje. Wyprzytulała i poszła. W trakcie rozmowy po prostu wybiegła, na tramwaj.

Dziś o jedną krople za dużo...

 

 

 

Piję dużo wody. Nalewam sobie pełną szklanicę Tyskie 1629 i do dna. Dolewam z pięciolitrówki. Kawa wykluczona. Zawał gwarantowany. Dwa razy dziennie zestaw tableteczek.  

 

Trzy dni bywają bardziej intensywne niż trzy miesiące. Zapominam nawet o poprawianiu makijażu a i on zdyscyplinowany chyba rozumie bo sam trzyma się coraz bardziej nienagannie. Złachana po ciężkim dniu ciągle mam wyglądać olśniewająco. I staram się bardzo.

Robota leci mi z rąk. Nie wiem za co się zabrać. Wytyczne zdają się być niewykonalne.

 

 

Taki jeden chłopiec. Za dużo go ostatnio. Budzi się we mnie stara niepoprawna podrywaczka. Ale usypiam ją i utrzymuję wszystko na stopie partnerskiej.

Choć mały flircik sprawia, że nagle zaczyna się zauważać nawet takie zalety, których w ogóle nie ma.

Bo miło mi się rozmawia, bo lubię podziw w oczach, bo wie, że jest Książe. Cóż, że nie chce żeby był Książe? Ja chcę żeby był Książe!

 

  

 

Ostatnimi czasy wolę znajomości z płcią męską.

Ostatnim czasem Książe zacieśnił relacje z moim pobocznym przedstawicielem płci męskiej. Po długiej męskiej rozmowie w dobrej formie stanął przede mną, odgarnął zmoknięte włosy, rozłożył ramiona i dał się kochać. A Poboczny stwierdził, że Księcia chyba nie da się nie lubić. Miód na serce.

 

 

Mam głowę, dwie ręce, obie stopy. Mam wszystko, czego mi potrzeba. Nawet to czego nie potrzeba.

 

 

 

 

 

1984 : :
maj 02 2004 Bez tytułu
Komentarze: 11

plama została. mniej czarna niż smoła ale za to zaczyna być równie jak smoła ohydna.

na myśl o tym wydobywa się ze mnie mimowolne stęknięcie i grymas na twarzy.

 

zostałam w domu sama. pod pretekstem nadrabiania zaległości. i faktycznie udało mi w nie zagłębić. czytam więc i chłonę bez opamiętania... krwawa zemsta i wzgarda do kobiet tkniętych przed ślubem jest motywem tak częstym że wylewa się już uszami, oczyma…. staje się motywem tak naturalnym i wszechobecnym w moim przedramatyzowanym ostatnio życiu że zaczynam już myśleć ówczesnymi kategoriami. na razie tylko myśleć.

 

uleganie cielesnym słabostkom jest godne pożałowania a za haniebne zabicie pająka dnia 27 kwietnia powinnam zostać zgładzona jęcząc w ogniu póki wszystek kał popełnionych za żywota grzechów nie wypali się we mnie.

 

mama zapytana dziś czy użyła podkładu czy w solarium była czy co, u licha, zrobiła że ma tak zdrową i ładną cerę prychnęła zadzierając do góry główkę: „bo mamusia jest prawym człowiekiem a jak się dobrze żyje to się dobrze wygląda”. uśmiech.

 

wartości powstają i karzą powstać mojemu upadłemu duchowi.

 

wtrącić!

do lochu! na stos! na szafot! na męki! na życie!

 

 

 

1984 : :
maj 01 2004 Bez tytułu
Komentarze: 10

oj w brzuchu dziwnie

Wchodzimy. happy european union!...

dziś jego brwi zapoczątkowały cykl intensywnych deja vu. potem doktor wycinająca paski z papieru. filar, piate, strzelecka. już widziałam. ewidentnie.

dzień ten musiałam więc już kiedyś przeżyć.

kawa pachniała śmiercią. mocna. brazylijska. ziemią, końcem, śmiercią.

 coś się dziś stanie. pewnie dzisiaj umrę.

i potwornie bolała mnie głowa.

coś bardzo przestraszającego. coś bardzo nowego.

trochę wstydu. trochę zażenowania. trochę ulgi.

trochę radości. masa przyjemności.

plotki szybko się rozchodzą.

kawa się wylała.

wdzięczność na razie przyćmiewa wszystkie emocje.

bijące serce fascynuje.

 

 

1984 : :
kwi 29 2004 świat (bez) dobrgo smaku
Komentarze: 4

 

 

 

Słuchać już nie mogę. Wyłączam radio i upinam włosy w ciszy. Żałuje, bo coś może mnie ominąć.

Ciągle czuję się głupia. Kiedy ktoś zadaje trudniejsze pytanie nie szukam odpowiedzi tylko zastanawiam się czy ją znam.

Niewiara w siebie. Uzasadniona, choć podobno zupełnie bezpodstawna.

Zbyt duża samoświadomość. Ale też innych. Dlatego mimo wszystko znam swoją wartość.

Na ulicę wychodzę z uśmiechem w oczach. Potem tego uśmiechu szukam w oczach drugich. Jak nie ma to wrzucam niepostrzeżenie. Uchem. Rozmowa ważniejsza od porannej kawy…

 

A przed nią wywnętrzam się calusieńka. Rozumie i w tym tylko rzecz. Interpretuje. Pomaga nie robiąc nic.

Ale i szkodzi. Dziś krótkie spięcie przed cepelią. Odważyłam się nie zgodzić z jej stwierdzeniem jakoby mój mężczyzna nie był do końca normalny. Można raz, dwa, ale nie co dzień! Nie co dzień, do diabła, można tolerować niby to żarcik, niby to śmieszną uwagę. Owszem, tego uczucia nie zniszczy (już) byle głupstwo, ale nie należy kusić losu. Jak rycerz stanęłam więc w obronie Księcia, po czym piękna do mnie uderza z pytaniem: „Głodna?” Konsternacja. „… Bo tak kąsasz dziś”… Trafiło. Potok słów. I zalew z drugiej strony. Sadząc wielkie kroki znowu mówiła, mówiła mówiła mówiła... domorosły filozof z typu wiecznie szufladkujących... Trafiło tylko jedno. „Znajdź normalnego to pogadamy”. Bo nie znalazła i znaleźć nie może.

 

Cisza.

Męcząca cisza zapadła trzy razy. Ta poranna bez radia serwowana była jako przystawka.

 

Kiedy trafiło.

Kiedy ze znajomego ohydnie wylazło prawdziwe „ja”.

Kiedy wróciła mama.

 

Pierwszą z trudem przerwałyśmy jako że czekał nas dłuższy pobyt na ławce w parku, do której siłą rzeczy dotarłyśmy w tej ciszy, mimo że wyruszałyśmy jeszcze brzękliwe. 

Druga wyjątkowo śmierdząca i ohydna krążyła w powietrzu jeszcze długi czas. Nie minie. Nie przerwę jej bo przerwać nie chcę.

Krótkotrwałość trzeciej przyniosła ulgę. Nie ja musiałam ją przerywać a i tak przerwana została w dobrym stylu.

 

Spokoju…

Rozpuszczam włosy już bez uśmiechu w oczach.

 

 

1984 : :