Komentarze: 4
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
01 | 02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 |
08 | 09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 |
15 | 16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 |
22 | 23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Praca w barze męczy o tyle że jest piekielnie gorąco, duży ruch, atmosfera nerwowa... Bolą mnie stopy, oparzyłam się ohydnie.
To wszystko naprawdę byłoby do zniesienia ale tak jak już pisałam o rżnięciu świniaków i babraniu się w nieżywym drobiu, jest jeszcze wiele równie niemiłych czynności wykraczających poza moje obowiązki, które jednak wykonuję. A że od początku byłam chętna do pomocy i mój zapał do pracy był większy od innych, bosska pięknie to wykorzystała i teraz przychodzę do pracy totalnie zjechana bo przed nią zdąrzam już wszystko wyszorować, wypielić, popodlewać, umyć, wypolerować, odkurzyć, wyprać etc. A w umowie mam zaledwie "prowadzernie baru".
Prawdziwa szkoła życia. Nie umiem już nawet opisać tej harówy, zmęczenia. Braku cierpliwości tak bardzo tu wykorzystywanej i braku sił. Jestem zmęczona.
Chwilowy kryzys. Ale dostałam wypłatę. Sto pięćdziesiąt złotych. Za tydzień.
Nie myślę. Nie ma na to czasu. To się podobno życie chwilą nazywa...
Zdarza się wiele nowego. Chociaż każdy dzień jest taki sam. Od 10 do 22 jest tylko jedno. Potem prysznic i balujemy do rana.
Ludzie. Ludzie. Ludzie.
Można ich tu doskonale poznać. I stracić wszelkie złudzenia.
Te ohydne upierdliwe baby... Ci starsi panowie, którym udało się wyrwać od żonki i wpaść na piwo... Te ich głodne kawałki... I ci młodsi. I ci mniej obleśni. Są mili i nie powiem że niektóre ich teksty nie łechą mojej próżnej kobiecej natury. Na ogół jednak są kulturalni. Pośród tego wszystkiego urzekło mnie "jest pani kochaną kobietą" i jeden pan który nie chciał wypuścić moich dłoni całując je i podziwiając jakie są gładkie. To po codziennym myciu rożna. Polecam dzieczynki.
Kiedyś przyszli cyganie. Tuż przed zamknięciem. Zamówili potwornie dużo kurczaków. Niosę im frytki padnięta i trochę smutna bo poszedł właśnie ktoś komu się bardzo nie chciało ale musiał i jedna z nich, taka staruszka przedziwna zagadała coś do mnie, że taka zmęczona jestem, że tak cały dzień pracuję... Nie wiem co mówiła. Miała tak dziwne oczy że kompletnie mnie otłumaniło. Potem weszła do środka, siedzimy sobie wszyscy a ona do mnie: "Oj tobie panienko to ja zaraz powróże na tego blondyna chociaż szatyn za tobą szaleje..." No i taki tekst. Wszyscy stoją i raczej im zabawnie a ja się w nią wgapiam podobno. Mówi dalej: "Oj ty to masz szczęście w miłości! Ogromne szczęście masz..." Cholerka, myślę sobie... Jeszcze bym chciała, ale ona poszła... Już chciałam iść za nią. Jak w jakimś transie. ALe mnie powstrzymali. I chyba dobrze.
Różne rzeczy się dzieją.
No nic. Idę bo długo trwają moje zakupy. Buziaki o zapachu starej frytury i zimnego browara. Młaaaaaaa!
I oto po wielkim zapieprzu nastała chwila w której, uwaga, nudzę się! Jako że teraz kilka dni będę pracować tylko popołudniu to rano jest strasznie długie i monotonne. Na plaże nie pójdę (JUŻ) bo jak raz poszłam i się zaczytałam to wyglądałam jak te kurczaki które serwujemy. Ciągle świeci i ciągle nic.
Pewnie że można by coś wykombinować, ale jak imprezy kończą się o 5 rano to teraz wszyscy śpią a mnie bosska zerwała na nogi bo robiła pranie i teraz muszę się tułać tu i tam bo mój zapał do pracy poza godzinami, w przeciwieństwie do rożna znacznie ostygł.
Nie będę opisywać zdarzeń bo znowu boję się zniszczyć wszystko słowami.
Zdrowa jestem STOP pogoda cholernie ładna STOP pozdrowienia znad morza STOP padam na twarz STOP szczęśliwa też jestem STOP najbardziej po pracy STOP koniec znaków STOP
No co... Fajnie jest. Patrzą mi się w monitor jakieś gnojki i obleśnie tu jak niewiem co.
Wykorzystują mnie tu! Będę się skarżyć. Przedwczoraj na przykład, kiedy wszystkie ciała leżały na piachu po to by po południu zgłodnieć i zwalić nam się na łeb, bosska zwerbowała mnie do gyrosa. SZEŚĆ ŚWIŃ! TO znaczy takich już tylko samych świńskich ciał. Długaśnych, ogromnych, ciężkich, śmierdzących i tłustych. I oto wasza droga 1984 musiała zanurzyć w tym mięchu swe smukłe dłonie, chwycić ostry nóż i powstrzymując mdłości i łzy rżnąć to mięcho oddzielając ciało od kręgosłupa. Następnie kilkadziesiąt takich ciał kroiła na grube kotlety. Potem była wieprzowina zadnia... A następnie nabijanie kurczaczków odwłokami na gruby kij i układanie ich w pojemniczku jak w jakiejś trumience! Patroszenie tych ptaszysk cudem mnie ominęło...
Śmierdzę fryturą. Ale poza tym jest spoko... Nie myślę. Chyba że w podświadomości przewijają się teksty typu:
z sokiem czy bez?
drobnych nie będzie?
duże czy małe?
z jakim sosem? i tak kurwa daleeeeejjjj.......
i jeszcze:
kiedy wreszcie wezmę prysznic
kiedy wreszcie zamkniemy
kiedy wreszcie naleje sobie
kiedy wreszcie przyjdzie mój uroczy Anglik pogaworzyć i wypić Specjala z lodówki i classic cook?
Na plażę chodzimy sobie nocą. Widok i klimat cudny, ale moja bujna wyobraźnia nie pozwala mi wejść do czarnej wody pełnej wodorostów glonó sinic denatów i innych syfów.
Poza tym po całym dniu z panem czterdziestoletnim przystojniakiem stwierdzam że jego znam lepiej a siebie coraz mniej. Bo oto zaczęło mi się podobać życie burżuja. Limuzynka, luksusik i drogie restauracje... Czułam się jak jednodniowa królewna. Albo jakaś jego branka. Coby nie powiedzieć przyruchanka...
Tyle chyba. Kocham was i w ogóle. Sija.
- na zakupki skończyć, kupić spódnicę koloru jasnego, żeby się sanepid nie czepiał, może bluzkę jakąś...
- dodepilować się tu i tam
- kupić Cztery Kąty z „Rejsem” w środku
- kawy zapas bo życie zaczyna się po 22 a rano praca o 10
- stos książek naszykować bo te łosie tam śpią do południa i jak będę miała „drugą zmianę” to rano chyba tylko plaża mi pozostaje, wątpliwa przyjemność umierać samotnie na piasku
- schudnąć do jutra
- kiedy ja ostatnio byłam w górach do cholery!? Dwa lata temu!?!!!!!!
- słuchawki nowe do łokmena kupić i zgrać jakąś tonę dobrych kawałków
-
nie myśleć o nieoczekiwanym spotkaniu na środku ulicy- w ogóle nie myśleć
- kupić gdzieś kilogram cierpliwości bo jak zaczną narzekać że golonka za twarda albo piana za duża to z miejsca w łeb walnę
- i uśmiech ładny gdzieś kupić, przymocować dobrym klejem...
- pranie urządzić i prasowanie
- nie mieć wrażenia że wszystko jest tak jak rok temu z jednym najbliższym, chudym, kochającym wyjątkiem
- przestać bać się tych kretyńskich pająków bo inaczej będzie źle... przeciętnie siedem na dzień
- może by tak kliszę kupić?
- jakiś prozac?