Komentarze: 2
Zapomnij o tym jak Aniołem byłaś tam...
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 |
02 | 03 | 04 | 05 | 06 | 07 | 08 |
09 | 10 | 11 | 12 | 13 | 14 | 15 |
16 | 17 | 18 | 19 | 20 | 21 | 22 |
23 | 24 | 25 | 26 | 27 | 28 | 29 |
30 | 31 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
Zapomnij o tym jak Aniołem byłaś tam...
Faktycznie straszna lipa z tymi psychologami. Potencjalnych "wujków dobra rada" pcha się na egzamin cały stos, tymczasem większość z nich ma problemy ze sobą, większe niż potencjalnych klientów problemy razem wzięte. Patrz moja znajoma. Zakompleksione stworzonko, skulone, przygarbione, schowane w swe małe ciałko bardziej niż wydawałoby się to możliwe. I co? Oczywiście. Idzie na psychologię! Czyż to nie brzmi dumnie? Problem ze sobą ma większy niż ona sama. Przerasta ją o głowę. To smutne. Chciałoby się jej pomóc. Ale to ona ma być od tego. Trzeba przyznać, że chętnie poświęciłabym koszt jednej wizyty, zamieniła się miejscami, ją ułożyła wygodnie na kanapce terapeutycznej i wreszcie coś zrobiła z tak nędzym prowadzeniem własnego żywota.
A Terencjusz na przykład? Przecież nie powiedział, że nic co nasze nie jest mu obce tylko po to by zachęcić do korzystania z "terapii"... jak mawiają... Nie wystarczy skupiona mina, kiwanie głową, tak zwane zrozumienie... Jeśli nie obce, to chyba poznane prawda? I to od każdej strony. Wszystko co ludzkie! Również zło. A oni? Banda niespełnionych życiowo/ zawodowo/ seksualnie/ uczuciowo/... ale jednak szalenie przecież doświadczonych doktorków. Cholera.
Potrzebuję psychologa. Co by nie powiedzieć psychiatry...
Nie. Poradzę sobie sama. Pomyślmy... Przeanalizujmy sytuację.
Jakie pytanie zadałby na początku psychiatra? Nie wiem nawet o co pytać samą siebie. Dobra. Od początku. „Co pani dolega?” Hmm... Tak właściwie... Może to, że mam dość takiej siebie. Jak mam żyć dalej z tą samą sobą? Wciąż i niezmiennie z tą samą świadomością, z tym samym charakterem, z tymi samymi myślami... Zwariuję. Dwadzieścia cztery godziny na dobę z osobą tak cholernie... nie wiem. Poproszę następne pytanie: „Co się stało?” Aaaa nic takiego, pani doktor... Nic nic... Tylko w ciągu dwóch minut zmieniło się całe moje życie... Jak ręką odjął. Nic. Nie czuję nic. Znika całe uczucie. Pojawia się niechęć. „Co z uczuciem?” Do każdego. Do tego obok, do nowego, do tego który nagle zatęsknił, do tego o najpiękniejszych oczach, nawet do....cholera! Do nich wszystkich. Bo tak miło się dziś gadało, spotkało, poznało, gadało, rozmawiało... Wszyscy różni od siebie. Najbardziej od Niego. Są tacy mili, fajni, normalni, A on? On najmilszy... ale ja tego nie chcę. Jego komplementy nagle zaczęły być problemem, jego spojrzenia wyczekiwane kiedyś, dziś budziły złość, litość. I robiłam wszystko bo poprawić sobie ten podły nastrój. I czułam się jak szmata. Dlatego że spojrzałam na kogoś innego. A potem na niego. Jakże różnym spojrzeniem....
Pytanie podstawowe: ”Czego Ty chcesz?” ... Spokoju. Wolności? Nie- jego. Mężczyzny. Ucieczki. Zrozumienia. Końca
Nie potrafię sobie pomóc.
Po niecałej minucie jest obecna w mózgu. Paraliżuje komórki niedopuszczając tlenu do płuc. Powoduje wydzielanie śluzu na ich ściankach. Wzmaga produkcję adrenaliny. Przyspiesza bicie serca. Zwęża naczynia krwionośne. Trafia też do wątroby i nerek. Wyzwala cukier. Daje kopa i unosi ponad szarą mgłę betonu.
Zmęczona snem jak walką z najgorszym wrogiem. Nie, nie wrogiem a sprzymierzeńcem, który nie chce przyjść. Jak bardzo był okrutny kiedy w każdym momencie tej lżejszej swojej fazy pozwalał wdzierać się do siebie okropnym myślom. Męczącym myślom o najbliższej przyszłości, o moim życiu przy jego boku... Nie nie nie! To chyba tylko kiepski dzień. Kiepska noc. To szybko minie.... Telefon dzwoni, wyświetla się upragnione kiedyś jego imię.. a teraz mam ochotę tylko odwrócić go, ekranikiem do dołu... Nie mogę. Nie chcę... Przekarmił mnie sobą. Jak nieświeżą, za dużą, nie zamawianą porcją......