Archiwum maj 2003, strona 1


maj 27 2003 Bez tytułu
Komentarze: 14
W kubku czwarta kawa. W gardle klucha. W żołądku jakiś potwór. Właśnie dopadł mnie paniczny strach. I ból brzucha. Wiem że nic nie wiem po prostu... Wzięło mnie dopiero teraz, jak się za to wzięłam. Ja chcę mówić po polsku!!! Czuję się jak jakieś biedne dziecko pod zaborem francuskim. Niedobrze mi.

Spokojnie. Przecież muszę zdać. Tylko będzie mi wstyd. Wejść tam i pokazać że stan mojej wiedzy jest wciąż bardzo stabilny i niezmienny.

Boję się.

 

1984 : :
maj 27 2003 Bez tytułu
Komentarze: 6

Coś mi chodzi po głowie. I nie mogę złapać. Nie tam! Żadne zwierze... Myśl jakaś! Warto by ją ująć, bo jeszcze ucieknie... Ale nie mam procy, nie ustrzelę. Nie na lasso, nie w pułapkę... Tu potrzeba większego kalibru.

Albo lepiej nie będę jej łapać. Trzeba ją wybić z głowy! Wygonić i zamknąć szczelnie granice jaźni. Pozbyć się bezproduktywnej, nienamacalnej a zajmującej tylko miejsce mrzonki...

A jeśli jest ważna... Żyć z nią nie pełnie, czy bez niej... równie pusto...

 

 

1984 : :
maj 26 2003 Siedzę sobie, siedzę... I nagle bum! Jak...
Komentarze: 14

Rok. Dokładnie rok temu. To tak szczególnie chwyta. Liczby, daty, rocznice... I mnie chwyciło. (Nadużywam ostatnio tego chwytania i wie o tym ktoś kto o tym wie i sam wie, że wie...) Ad rem koleżanko! A zatem siedząc tak przypomniała mi się ta data. 26 maja 2002. Oczywiście że jestem sentymentalna i od razu miałam wszystko przed oczyma. Mimo że nie rozpaczam, nie tęsknię... nie żałuję swojej decyzji, nie kocham, nie nienawidzę... Tak po prostu. TO było najważniejsze. Ważniejsze niż przed i PO... Po też ważne... Ale... Niewiele dni pamiętam tak dokładnie jak tamten. Niedziela. Żeby było śmieszniej uświadomiłam sobie że jestem dokładnie w tej samej bluzce co wtedy. To już rok. Rok temu rozmawialiśmy o wyższości cyfry „3” nad innymi cyframi. O cyfrze pełni, kompletności... I o orzeszkach tez rozmawialiśmy... I już wszystko było inaczej. Potem pamiętam telefon o siedemnastej. I pająka na ławce. I najbardziej niespodziewaną wizytę jakiej mogłam się nie spodziewać. W czwartek. Pierwsza randka odbyła się w bardzo niekonwencjonalnym miejscu. A na drugą spóźniłam się jakieś 35 minut. Wszystkie róże były najważniejsze. I wszystkie wątpliwości były potwornie męczące. Mam dzięki niemu cudowne wspomnienia, mam jego słowa w najważniejszym liście jaki dostałam. Mam skojarzenia, których chyba nigdy się nie pozbędę... Letni wieczorny wiatr ciągle należy do niego. I trasa autobusu przejeżdżającego pod jego domem... Lotnisko. Stos filmów, stos myśli, stos gestów... A jedną z tych kilku rzeczy, które robiliśmy razem i które sprawiały mi niewątpliwą przyjemność było chodzenie po torach. Po kolejowych wieczorem. Po tramwajowych nocą. Po tych drugich fajniej. Trochę więcej dreszczyku emocji, że coś nas zaraz zmiażdży i zginiemy w tak romantyczny sposób. Dlaczego tak o tym rozmyślam? Może żeby nie myśleć o tym co teraz...?

 

 

1984 : :
maj 25 2003 Bez tytułu
Komentarze: 14

To śmieszne. Pamięta się najdziwniejsze, najmniej istotne chwile z życia. Gdy chwile te trwały nigdy nie myślałam, że to właśnie one zapadną mi w pamięć. Czasem na przykład przemyka mi przed oczyma obrazek babci gotującej zupę z dyni albo pustego mieszkania, do którego się wprowadziliśmy. Było szare i ogromne. A w miejscu ubikacji widniała dziura aż do parteru. Pamiętam jak po świątecznych zakupach w centrum handlowym z boskimi ruchomymi schodami wsiedliśmy do taksówki, którą wtedy jeszcze jeździł tata i jadłyśmy hamburgery a jakiś chłopiec podszedł i tak po prostu powiedział, że jest głodny. Pamiętam jak bardzo rozbolał mnie wtedy brzuch i że nie dojadłam do końca tego pieprzonego hamburgera. Albo skakanie na siano... I brat uczący mnie jeździć traktorem... Spódnicę w kratkę, którą rozdarłam o jakąś dźwigienkę i wielkie sprzęgło, na którym musiałam się niemalże położyć, żeby się nacisnęło. Pamiętam jak zapinałam babci stanik. Komedia. Ona siadała na łóżku, ja wchodziłam za nią i ciągnęłam. Kazałam jej wciągać powietrze i dalej ciągnęłam to maksymalnych rozmiarów cudo. Kiedy już spotkały się dwa końce trzeba było wcelować napiętymi końcówkami w jakieś dziwne metalowe sprzączki. Biedna babcia. Jak w uprzęży... Pamiętam jego plecy. Jego śmiech. I jak wyskakiwał pierwszy z autobusu i podawał mi rękę. Pamiętam jak, mając siedem lat przeżywałam męki pijąc kawę  na jakimś rodzinnym zlocie, żeby pokazać jaka to jestem dorosła i poważna. Z honorem dopiłam do końca. Pamiętam karaluchy na ścianie szpitala. I zimne pół parówki na kolację. I inny szpital. I INNY szpital. I że nie chciałam z niego wyjść. Pamiętam jak staliśmy przy oknie. Pamiętam pytanie zadane na przystanku. Pamiętam pierwszy pocałunek. I ostatni. Pamiętam samochód, pamiętam wodospad... Pamiętam koncert, pamiętam bezchmurną noc i nocne autobusy. Pamiętam jak przebierałam się za Madonnę i kazałam rodzicom się oglądać od czasu do czasu wydając okrzyki podziwu... Pamiętam że zawsze cholernie cieszyło mnie życie. I tak będzie nadal. Będę wspominać to czego nigdy nie zaplanuję. To nie ja wiem, co jest dla mnie najlepsze...

 

1984 : :
maj 24 2003 Bez tytułu
Komentarze: 5
O jak mi się nie chce!!! Najgorzej jest kiedy wszystko jeszcze przede mną. Trzeba wyciągnąć ją na całą długość. Otworzyć. Wyjąć wszystko. Zamknąć. Przygnieść kolanem żeby było równo. Wtedy rodzi się nadzieja, że może kiedyś się to skończy... Potem trzeba rozłożyć, podrzucić, rozprostować... Wygładzić, pociągnąć, wcisnąć tu i ówdzie... A zmęczenie ogarnia już całe ciało... Teraz trzeba podnieść, położyć... Już niedługo, jeszcze tylko... Ciężka, ale da się ponieść... I strzepnąć. Wygładzić. I gotowe! Nareszcie i wbrew nadziejom, udało się pościelić to łóżko! Zapowiada się gorąca noc...  ależ będzie rozkosznie... cały dzień na to czekałam. Ten zapach, emocje, istna błogość... a co dalej? Tylko nie mówcie nikomu! W końcu to moja sprawa co robię po sprostaniu temu ciężkiemu wyzwaniu... to już chyba jasne... Idę spać. Mimo 22 stopni. 

 

 

 

 

1984 : :