Najnowsze wpisy, strona 62


lip 13 2003 Bez tytułu
Komentarze: 3

Jesteś bitwą moją nieskończoną, w której ciągle o przyczółek walczę...

Jesteś drzwiami, które otworzyłem a potem przycięły mi palce...

Jesteś kartką z kalendarza, zagubioną gdzieś pomiędzy szufladami...

I ulicą, na której co dzień uciekałem między latarniami...

Jesteś mgłą ogromną niezmierzoną,

Ciszą w huku i łoskotem w ciszy...

Jesteś piórem i wyblakłą kartką, którym i na której dzisiaj pisze...

Przyszłaś do mnie a ja nie spostrzegłem, dzisiaj tylko mogę mówić byłaś...

Nie wiem czy na jawie wzięłaś mnie za rękę, czy jak wszystko mi się tylko śniłaś...

Że jesteś!

 

Rok temu słuchałam tej piosenki i płakałam jak bóbr. Przez miłość? Przez posiadanie? Tęsknota... Pamiętam wszystkie wątpliwości i wszystkie nasze najbliższe chwile. Pamiętam rozmowę telefoniczną. Słowami wrzuciłam w telefon ogromną ilość emocji. Szczęścia, które tuż po zakończeniu rozmowy przerodziło się we łzy. Wyjechał, po bardzo marnym pożegnaniu przygotowana byłam na czekanie. Może nawet zadowolona z tej przymusowej przerwy. Bo przymusowe wydawało mi się wszystko. I nagle telefon. Jego niski, spokojny i najbliższy mi głos słyszany z daleka tak niesamowicie na mnie działał. Tak jak teraz ta piosenka. To na niej ja, odporne dziewcze, rozpaczałam z twarzą w poduszce... Skończyliśmy rozmawiać. I wtedy pierwszy raz pomyślały mi się te słowa... Siedziałam i szlochałam. Ocierałam łzy, pośpiesznie wciągałam powietrze i co chwila śmiałam się w samym środku tej rozpaczy. Dobrze, że nikt mnie wtedy nie widział. Można by powiedzieć- wariatka, płacze i śmieje się jednocześnie... A ten płacz otworzył mi oczy. Uświadomiłam sobie, że skłonna jestem do takich emocji z Nim związanych. Że jest mi najdroższym człowiekiem. I nareszcie było dobrze. To dziwne, ale sama sobie musiałam udowodnić, że mogę...... że?...

Godzinę szperałam w sieci, na dysku... Już miałam znowu pisać do Ciebie, przyjacielu znad przepaści. Bo to dzięki Tobie, Tomku mam teraz te najpiękniejsze słowa i nuty a w nich zapakowaną potężną dawkę wspomnień... Kiedyś tak po prostu przesłałeś mi kilka piosenek. Trzy. Cudne... Tak to już ze mną jest, że niemal każda piosenka z czymś lub z kimś mi się kojarzy. Jak ja to kocham... Każdy sygnał odbierany przez słuch, dźwięk, nutę, brzmienie.....

I nie tylko...

 

1984 : :
lip 12 2003 chcieć
Komentarze: 2

"...To see the world in a Grain of Sand, and a Heaven in a Wild Flower, Hold Infinity in the palm of your hand, an Eternity in an hour"

1984 : :
lip 11 2003 Ufff...
Komentarze: 11

Po potwornej nocy ’84 dotarła właśnie do domu. Wracając mocno zmęczona natrafiła na dodatkowe atrakcje produkowane przez jej własny umysł. Otóż została zaatakowana przez koszmarnie męczącą schizę. A stało się to na przystanku autobusowym. Usilnie próbujac napisać esemesa, tudzież myląc kolejno te drobne litereczki nagle zdała sobie sprawę, że wszyscy dokoła zaczaili się i planują zabrać jej telefon... Wobec czego, konspiracyjnie, odeszła sobie na bok. I co? I oni za nią! Nagle cały widoczny na ulicy naród zaczął się skradać i polować na telefon naszej bohaterki! Autobus uratował ją z opresji. Ale w autobusie nie było lepiej... Zaniechała więc tej niebezpiecznej czynności... I na raz wsiada jakiś lump. Odurza wonią wczorajszego alkoholu. W tym momencie nasza bohaterka czuje się jak owy przystojniak. Momentalnie opadają jej powieki a pod nimi wyświetla się film pt." Jak się bawią grzeczne dzieci...” z dziwnie znajomymi twarzami aktorów glównych ról. Jak wierny widz ogląda sobie i umiera bez euforii. Teraz czyściutka i pełna energii pójdzie spać. Dobranoc, dobrydzień?

1984 : :
lip 09 2003 Przerażający bilans wyprawy do centrum...
Komentarze: 12

Niemalże przejechanych stworzeń sztuk trzy:

-ślimak szaro-różowy

-Marzanna Zielińska z Faktów

-mikrofon Marzanny Zielińskiej 

 

Okrzyków wydanych mimowolnie sztuk dwa:

-na widok rozmiażdżonego prawdopodobnie-jeża

-na widok wieki (tzn. jakiś miesiąc) nie widzianej kumpeli 

 

Omdleń z zachwytu sztuk dwa:

-po spotkaniu obiektu moich dawnych skrytych westchnień krzyczącego do mnie w promiennym uśmiechu na środku ulicy

-na skrzyżowaniu po przemiłym zachowaniu dżentelmena o szerokich dłoniach 

 

Ubytków gram kilka:

-potu i tluszczu ma się rozumieć

 

Nabytków sztuka jedna ohydna i upierdliwa:

-mucha w oku prawym 

 

Zjawisk niezrozumiałych sztuk jeden:

-psie odchody dużego rozmiaru tuż przy torze tramwajowym na cholernie ruchliwej ulicy 

 

Zapachów godnych uwagi sztuk dwa:

-te spaliny których nie poczułam wstrzymując oddech

-skwerek przy drukarni pachnący wsią 

 

Westchnień ulgi sztuk jeden:

-z okazji końca tej wyprawy

 

Planów sztuk jeden:

-zmiana trasy ewentualnej powtórki

1984 : :
lip 08 2003 Teatr jednego widza nie ma zaszczytu przedstawiać......
Komentarze: 11

 

Jest sprawa. Bo znudziła mi się już permanentna inwigilacja jakiej podlegam od pewnego czasu. Młode dziewcze a zachowuje się jak stara dewotka. Przyjaźniłyśmy się kiedyś, potem przerwa, teraz zdarza się spotkać gdzieś w grupie. Długo się nie widziałyśmy i pewnie stąd ta fascynacja moją skromną osobą... Ale odkąd sięgam pamięcią usilnie starała się upodobnić do mnie. Ja zakładam czerwoną bluzkę, następnego dnia ona przybiega w czerwonej bluzce. Ja jem truskawkowego rożka, ona biegnie do sklepu z lodami.... Ja idę na te i te studia, ona zmienia swoje plany i podąża w krok za mną. Teraz kiedy spotykamy się częściej widzę, że nie może przestać wgapiać się we mnie, rejestrować każdy mój krok i rozmyślać Bógwieoczym... Pewnego razu podczas rozmowy, którą to jak zwykle prowadziłam ja, coś jakby na wzór monologu, zapytałam o czym myśli. Bo widać jak na dłoni, że analizuje każde moje słowo i chłonie je jak gąbka... I co słyszę? „Zmieniłaś się”. Po czym wyciągnąwszy z niej więcej szczegółów usłyszałam rozmarzonym głosem jaka jestem i jak to ona w ogóle się nie zmienia, stoi w miejscu... Źle jej ze sobą, widzę to i chciałabym pomóc, ale nie wiem czy dobrą metodą na rozwój swojej osobowości jest naśladować drugą osobę. Zero indywidualności. Cóż, może potrzebuje wzoru... Ale to co dzieje się ostatnio przechodzi wszelkie granice. Rozmawiam z kimś i widzę z boku jej ucho w stanie gotowości. Piję i czuję jej wzrok na swoich dloniach, butelce, ustach... Jem i wiem, że za chwilę wszystko wypadnie mi z rąk i nie trafię do ust bo każdy mój ruch krepowany jest natrętnym spojrzeniem. Cokolwiek robię i jak dobrze się nie bawię, gdy ona jest obok czuję się jak w towarzystwie własnej babci. Siedzi nic nie mówi tylko obserwuje, czasem przytaknie, roześmieje się z czegoś śmiesznego (powiedzianego rzecz jasna przeze mnie i pewnie bez względu na to czy śmieszne czy nie...). Śledzi każde moje słowo, każdy uśmiech, gest... A gdy złapię ją na tym (czyli praktycznie za każdym razem gdy na nią spojrzę) uśmiecha się serdecznie gotowa rzucić się dla mnie w ogień. Nie ma to chyba żadnego podtekstu... Wie, że nie byłabym zainteresowana. Zresztą zna „minionego” pana... Mój związek z nim też budził w niej niezrozumiałą fascynację. Choć ostatnio gdy sobie popiła usłyszałam zawołane jak gdyby w żartach czy przypływie czułości: „Kocham cię! Zawsze cię kochałam!”....

 

 

 
1984 : :