Najnowsze wpisy, strona 79


maj 13 2003 Bez tytułu
Komentarze: 6

Już wiem! To wszystko przez przedszkole! Tam się ludzie ze sobą integrują, żyją sobie razem a ja co? Zrujnowałam sobie życie! Otóż będąc małym szczerbatym stworzeniem również chodziłam do przedszkola! Bite trzy tygodnie! I o dziwo okazuje się, że za mało... Teraz jestem inna niż Zintegrowani i nie bawi mnie ich towarzystwo. Przepraszam ewentualnych czytających, za moją monotematyczność, ale głupota paradoksalnych związków międzyludzkich zalazła mi ostatnio za skórę.
Wracając do mojej niedługiej aczkolwiek pamiętnej edukacji przedszkolnej. Dzieciak niereformowany chciałoby się rzec... Moja buntownicza natura nie mogła znieść codziennego leżenia pokotem na brudnych leżakach i tęsknoty za parkiem znajdującym się tuż obok przeplatanej rozgoryczeniem i niezrozumieniem świata i jego sensu (jako że owo leżakowanie czy tez całą  instytucję przedszkola uznawałam wtedy za cały swój świat- jak już się poświęcać to bez reszty!).

A kiedy jeszcze wmuszali we mnie pokarm różnych postaci i w reakcji na moją odmowę robili się coraz bardziej agresywni, ja w najlepsze wybuchałam sobie płaczem. Wyłam tak i wyłam... A jak już sił mi brakowało ( i powietrza) zaczynałam się dusić w tej rozpaczy. Wtedy brali mnie (pisząc ONI cały czas mam na myśli chyba jakieś nogi, pewna nie jestem. Tak jak na kreskówkach. Nie ważne kto, ważne że podły bo niszczy cały nasz małoletni światopogląd), zatem brali mnie do okna, i kazali przestać płakać, łkać, zawodzić, rozpaczać, czy co tam jeszcze... Nie da się ukryć że powiew świeżego powietrza dochodzącego z upragnionego parku pełnego kasztanów sprawiał, że zwykle łaskawie się uciszałam. Ale oczywiście w konsekwencji tego namiaru świeżego tlenu w miejscu na ogół go pozbawionym, zapadłam w końcu na jakieś niewielkie przeziębionko.

Tak więc kolejny tydzień (z trzech) spędziłam w domu z babcią. Kiedy wróciłam do leżakolandii nie mogłam przecież tego tak zostawić i narazić siebie i Ich na nerwy i cierpienia. Uruchomiwszy wyobraźnię stworzyłam chłopca o imieniu Marcin Ziółek, który miał znaczek z Papieżem. No wiecie znaczek... W szatni... Każdy jakiś miał. My walczyłyśmy o królewnę. Wy o samochody. Do rzeczy: naopowiadałam rodzicielce o potwornym łobuzie, Marcinie właśnie, który mnie bije i ciągnie za warkoczyk. Tyle. Serce matki nie pozwoli na taką zbrodnię... Babcia czytała mi bajki braci Grimm. Znałam je niemalże na pamięć! Niedawno do nich zajrzałam i stwierdzić muszę że są dziwnie makabryczne! Kolejny winowajca mojej odrębności!

1984 : :
maj 13 2003 Bez tytułu
Komentarze: 3

Różnie panowie zwracają się do swoich pań... Na przyklad "Brzuchu na biodrach szerokich..."

1984 : :
maj 13 2003 Bez tytułu
Komentarze: 3

Mam serce w przełyku. Właśnie po potwornym pisku i grzmocie tuż pod oknem stoi połowa samochodu... Cholera jak ja nie cierpię odgłosu karetek! Ani straży pożarnych... Nie wiem czy są ofiary bo wielki tłum zasłania karetkę. Nagle sąsiedzi chwycili niepełne co prawda jeszcze worki śmieci i w przypływie sumienności pobiegli do śmietnika tuż obok tego miejsca. I na spacer się sąsiadom zebrało... i pieski odczuły nieprzemożoną potrzebę natury fizjologicznej... Nie mogę na to patrzeć. Niedobrze mi. Przypomina mi się tylko On... Proszę... Teraz martiłby się o wyniki matury... Ciekawe gdzie jechał ten pan leżący teraz na kierownicy. Dobrze, że przestało już trąbić...

1984 : :
maj 12 2003 Bez tytułu
Komentarze: 5
Kochany Pamiętniczku! BlOgOoSiU dRoGi!!! Jedyny mój, najwspanialszy! Okropnie się za tobą stęskniłam i nie pisałam tak długo więc teraz opiszę wszystko co się działo. W sobotę wstałam o 7:49, zrobiłam siusiu, wzięłam prysznic, zrobiłam sobie śniadanie. Jak jadłam śniadanie to w przerwach robiłam sobie dwie kitki a jak już zjadłam to depilowałam sobie brwi i wtedy było w telewizji Em jak miłość i tam jeden chłopiec krzyszał na drugiego takiego samego. Bo to, drogi pamiętniczku były bliźniaki! Potem, wciąż nie mogąc zapomnieć tego co zobaczyłam popędziłam wiadomogdzie i po sześciu przyjemnych godzinkach przypędziłam z powrotem. A jak jechałam w tamtą stronę to oczywiście się spóźniłam i musiałam wsiąść w autobus OBI za jedyną złotówkę, który jeździ bardzo szybko więc jednak się nie spóźniłam. A jak wracałam to spotkałam koleżankę z podstawówki, z którą zawsze się bawiłyśmy w nagrywanie własnych audycji radiowych i w tym autobusie, jak już ją spotkałam to rozmawiałysmy sobie o pogodzie i o maturze więc spędziłam fascynujące pół godziny w jej towarzystwie. Potem kochany blogOOsió działo się to i owo... Wyobrażasz sobie? To i owo się działo! Dooobra blogOO$... nie dowiesz się co się działo bo już mi się odechciało był dokładnym, przykładnym dziewczęciem dającym przykład sumiennego prowadzenia blogósia. Zresztą chce mi się spać. O! I bolą mnie nogi. W sobotnią noc pokonałam niemalże 10 kilometrów za pomocą jedynie własnych nóg, przemierzając niebezpieczne ulice i parki a następnie już tylko lasy i cmentarze. Większych atrakcji nie było. Oprócz "przygody z Arkiem". Kto to jest Arek? Ba! Sama chciałabym wiedzieć. Siedzą sobie dwa grzeczne niewinne stworzenia na ławce (to my:), siedzą i czekają na umówioną resztę. Aż tu nagle idzie sobie i, nie ukrywajmy, wyróżnia się z tłumu pan dość niskiego wzrostu. Karzełek tak zwany. Patrzy na nas, przystanął, patrzy dalej... I dawaj! "Arek jestem" mówi wyciągając małą łapkę wysmarowaną czymś czarnym. Następnie Arek zaczął się dosiadać, nadal wgapiając się w nas, i opowiadać o tym jak to szedł na piwo ale teraz już nie pójdzie. Kolejno wychwalając każdą część naszych ciał zaczął porównywać co która ma ładniejsze. Otóż dowiedziałam się że poza zjawiskowymi twarzami to jednak posklejałby sobie ideał z nas obu. Moje włosy, jej biust (tu słychać plusk. To 1984 wpadła w kompleks). Idźmy dalej. Oczy moje! Jupi:) Usta jej. No dobra... Ale nogi to podobno ja mam szalenie zgrabne. Ależ jestem próżna! No ale która istota nie cieszyłaby się na komplementy takiego znawcy?! Wszystko byłoby w porządku gdyby ów znawca nie chciał walorów tych poznać bardziej namacalnie... Że też ja mam takie szczęście! Ale o obmacywaniu w autobusach już kiedyś pisałam więc teraz wracam do Awangardy Krakowskiej, potem jadę do szkoły bo nie wiem z czego ustną zdaję w piątek, a potem na angielski i jak wróce to będę. Do widzenia się z państwem.
1984 : :
maj 09 2003 Bez tytułu
Komentarze: 8

To zamknięta kraina. Moje subiektywne odczucie świata. Pachnące latem i wolnością. A zamknięte z czterech stron.

Z oddali słyszę czasem głośny, głuchy dźwięk. Południową granicę mojego pojmowania świata tworzą tory kolejowe. Dwanaście szlaków. Połączeń ze światem z obcych wyobrażeń. Za torami, już za miastem, jest zupełnie inaczej. Ten głuchy dźwięk przypomina odgłos jaki wydaje odpływający z portu statek. Wtedy jak się na chwilę zamknie oczy można za torami zobaczyć morze. I wówczas ta dal jest jeszcze bardziej obca.

Na zachodzie wytrwale stoją trzej strażnicy. Nocą przyglądają  się czerwonymi, przekrwionymi oczyma. Z tamtej, ciągle bliskiej strony...

Wschód to las. Też koniec miasta. Mój blok jest ostatni. Zielony las o kocich oczach. A w nim szczelnie zapakowane marzenia, ukryte między liśćmi połączonych, jedną jakby, pajęczyną drzew.

Północ rozciąga się daleko, szeroko. Tam toczą się sceny z mojego wyobrażenia o życiu. Północ jest tłoczna i duszna. Jeszcze nie wiem gdzie się kończy.

1984 : :