Komentarze: 8
Piękna dziś wiosna. Nawet poza granicami mojego serca też całkiem ładnie ostatnio. Nie będę się powtarzać. Zanudzać was swoją radością. Może nie powinnam być tak szczęśliwą, kiedy inni płaczą?....
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 | 03 |
04 | 05 | 06 | 07 | 08 | 09 | 10 |
11 | 12 | 13 | 14 | 15 | 16 | 17 |
18 | 19 | 20 | 21 | 22 | 23 | 24 |
25 | 26 | 27 | 28 | 29 | 30 | 01 |
Piękna dziś wiosna. Nawet poza granicami mojego serca też całkiem ładnie ostatnio. Nie będę się powtarzać. Zanudzać was swoją radością. Może nie powinnam być tak szczęśliwą, kiedy inni płaczą?....
Zdałam sobie sprawę z tego jak bardzo jestem niestabilna. Jak płomyk świecy. Zapalam się, właściwie zostaję zapalona przez kogoś... Potem pięknie dla niego płonę.... Aż do pierwszego podmuchu wiatru. Wtedy gasnę. Do czasu. Do kolejnej zapałki. Nienawidzę takich dni. Kiedy wszystko to, co najbardziej wartościowe wczoraj, dzisiaj traci wartość. Jak zdefiniować słowo „dziś”? Kilkugodzinny koszmar, zdający się trwać nieskończenie długo... być tak długi jak całe moje życie. Tylko te ciężkie słowa, zmęczenie po nieprzespanej nocy, 15 godzin poza domem... słuchając kaszlu, kichania i smarkania obok, słuchając krzyków i przerostu ambicji z tyłu, stare spojrzenie młodej osoby, właściwie jedne wielkie okulary z boku... Koszmar. I droga do domu. Do domu.
|
Misiaki? Gdybyście mogli podróżować w czasie... kiedy i gdzie chcielibyście mieszkać?
Stałam tak przed nim. Przed wielkimi, kochającymi oczyma. Z dłońmi zamkniętymi w jego dłoniach. Nie wierząc, że to dzieje się naprawdę próbowałam resztkami trzeźwości rozumu pijanego szczęściem, znaleźć odpowiedź na zadane przez niego pytanie: „Gdzie byłaś, przez całe moje życie?” Gdzie byłam? Tak naprawdę zawsze z nim. Nie znając... Gdzieś blisko. A noc patrzyła na mnie tysiącem par oczu miasta, kolorowych świateł, białych świateł.
Stojąc tak przed sobą nie potrafiliśmy już dłużej udawać czy ukrywać uczucia, które wypływało z oczu najpiękniejszym najjaśniejszym niewidzialnym promykiem. Które napawało pewnością, szczęściem... Nie potrafię o tym mówić. Tyle słów kłębi się gdzieś w głowie, ale wszystkie składają się tyko na wszechogarniające ciepło. Na niewiarygodną bliskość. Wystarczyło że złapał mnie za ręce, że pocałował w czółko, że całował moje dłonie, każdy ich palec, każdą moją myśl, każdą cząstkę mojego życia... Cały mój świat... Stał przede mną, cały mój, trzymając mnie mocno przy sobie. Całą jego.
Wiatr, jaki później wdarł się do mojego ciała chciał rozwiać ta jedną, ogromną, porażającą silą i prawdą myśl. Nie udało mu się. Nie udało mu się też przywiać najmniejszych wątpliwości. Pierwszy raz w życiu jestem tak pewna, tak szczęśliwa, tak wdzięczna.
Nieeeee. Bynajmniej nie popiera, nie uznaje. Ale... bierze pod uwagę inne aspekty. Nie, nawet nie. Po prostu szuka innych aspektów. Życie w tamtych czasach. Tak trudne, ciężkie... a jednak jakie proste! Proste w drodze do szkoły, oświetlonej promieniami jasnego, świeżego jeszcze słońca. Proste między ludźmi, bo bardziej ludzkie, związane z drugim człowiekiem, jasne i proste... W rozmowie w kolejce po papier toaletowy... To zbliża ludzi. Nie jak dziś. Wszystko. Oddala.
A rzecz zaczyna się na dzień przed urodzinami 1984.
Coś w tym jest.