Komentarze: 0
jednak udalo się. im. dwa światy połaczły sie i nie ma juz hefalumpów
pn | wt | sr | cz | pt | so | nd |
29 | 30 | 01 | 02 | 03 | 04 | 05 |
06 | 07 | 08 | 09 | 10 | 11 | 12 |
13 | 14 | 15 | 16 | 17 | 18 | 19 |
20 | 21 | 22 | 23 | 24 | 25 | 26 |
27 | 28 | 29 | 30 | 31 | 01 | 02 |
jednak udalo się. im. dwa światy połaczły sie i nie ma juz hefalumpów
Smyra mnie w brzuchu! Spojrzałam w okno a tam kłania mi się niebo ubrane w czyściutkie, odświętne powietrze. Nagle świat oszalał i jest wiosna, późne lato... Wprawiło mnie to w stan dzikiej euforii. Tak już kiedyś było. Obazy stają jak żywe przed oczyma. Już tak smyrało mnie w brzuchu...
Tylko kiedy?
Czy mojemu organizmowi chodzi o wiosnę tego roku kiedy to miłość owładnęła moją rozsądną dotychczas głową czy o jesień kiedy to inne związki chemiczne owładnęły głową tęże samą?
Nie wiem. Wiem że rozsadza mnie radość i energia. Poszłabym na spacer gdyby nie kuchnia i niewidzialne mączne tłuste i słodkie pasy, którymi jestem w niej dziś uwiązana.
Dobry to czas. Dawno nie czułam się lepiej.
W niedzielę Książe zaciągnął mnie siłą do kościoła. Złapał za rękę, podprowadził i kazał się spowiadać!
Cała się trzęsłam a kiedy już udawało mi się przemówić to tylko na krótko, nie mogłam wydusić słowa w przerwach od długich przerw… Skończyłam, wysłuchałam, wyprostowałam nogi i odeszłam. Uklękłam. Wyszło ze mnie powietrze. Wstałam. Zachwiałam się i zapłakałam rzewnie. Zamykają oczy, opuszczając powieki, chowając twarz stałam tam jak zdjęta z krzyża. Oczyściłam, zatem, również swoje oczy…
Choinka świeci bardzo konkretnym blaskiem. Wyrazista czerwień, zieleń i granat. Żadnych łańcuchów. Ładna jest. Pod choinką leżą już trzydzieści dwa prezenty. To chyba rekord w ilości i prezentów i ludzi przy stole i szczęścia w sercu….
Nie boję się już niczego.
Pewna istota pomogła mi też uczynić kolejny krok. Też powiedziała chodź. Kolejna bariera przełamana choć kosztowało mnie to sześćdziesiąt złotych i trzydzieści minut w posiadaniu krwiście czerwonych, płonących niemal policzków...
Wszystko to dla Ciebie. Czy siebie?
A dla was oddechu pełną piersią. Czystego powietrza, pojemnych płuc i serca!
Runęło.
Nie ma już żadnych świętości. Wartość, nawet ta pierwsza z kolejki zdaje się być pustym frazesem. Tylko dlaczego wszystko na raz?! Tajemnice i intrygi kończą się równo z kalendarzowym rokiem?
Nagle świat okazał się skorumpowany, zakłamany, wyrafinowany i podły. Na raz wychodzą na jaw najohydniejsze sprawy. Jedno wielkie krętactwo. Właściwie dwa. A jakby dobrze policzyć to pięć. Nie związanych ze sobą.
Nagle zwątpiłam. Ale od czego się to zaczęło? Ode mnie. Zawiodłam samą siebie i teraz leci już jak z górki. Upadło wszystko. Rodzina, miłość, przysiega, wierność, prawość, czystość.
I chuj.
Nie zawiodłam siebie bez powodu. Fakt. Była to reakcja na jedno z ohydnych spraw tego świata. Nie mówię że trzeba zapomnieć, wykreślić... To ważne. Tylko jak tu dalej wierzyć w te słabowite a dumnie brzmiące hasła?!
Chwilowy mój stan trochę mnie bawi. Spiłam się kawą z rumem. Pół na pół. Oczy mam spuchnięte od łez. Wysprzątałam cały pokój żeby odreagować. Znów idę zapalić.
Cieszę się że mogę być teraz sama. Mogłam być z nim. Nie wiem czemu wolałam wrócić sama. Nie wiem co tak lubię w mojej samotności. Ale coś niewątpliwie. A było miło. Bardzo mi pomógł, dał ramię do oparcia kwilącej głowy i rozbawiał tak że aż bolała mnie żuchwa. Nosił na rękach. Wczoraj wycisnął sześćdziesiąt na biceps więc wreszcie dałam się ponieść.
Wreszcie?
obowiązkowa przyjemność jest nieprzyjemnym obowiązkiem
Nie łatwo zrobić tak by dwoje chciało na raz.
W nim dużo mężczyzny, we mnie dużo kobiety.
Zawsze słyszymy to dookoła. O swojej męskości i kobiecości decydujemy w miarę sami. Jednak bardzo często dużo zachowań niezależnych wdziera się w nasze bycie.
Jego żądza, moje fochy.
Dwa główne problemy.
Dziś idąc ulicą grymasiłam jak ta lala! I myślę sobie z boku: „czyś Ty babo oszalała?! Przecież wcale nie myślisz, że powinien być teraz na wykładzie ani że świat jest do niczego, ani że za bardzo się o ciebie troszczy, ani że ci ciepło w ręce, ani że źle się czujesz…, O co mi chodziło?!
Za diabła nie wiem!
Doszło do dość poważnego stanu. Napięłam sytuację do granic wytrzymałości a to cudowne Istnienie znów umiało poluzować i unormować.
Ja chciałam przestać, naprawdę, ale jak już zaczęłam być babą to nie umiałam jakoś z twarzą z tego wyjść.
Po naprawdę dobrym obiedzie poszliśmy na naprawdę dobrą kawę. A ja, nadundana siedzę i utwierdzam się w przekonaniu że brakuje mi swobody. Gubię się. Ściga mi się w środku stado myśli. Słyszę kocham Cię. Potem piosenkę o wdzięcznym tytule „my happy ending”… i co? Łzy ustawiają się w kolejce. „Oho, myślę sobie, no to mi się zaszkliło… Nic to, wyszło, że się wzruszyłam…”. Gdy wtem nagle, ta ja, która wyszłam już z siebie widzę z boku, że mała humorzasta zanosi się szlochem. Kwili i nie może przestać. Istnienie siedzi skonfundowane i tuli mocno do pachnącej koszuli. Humorzasta smarka i ociera łzy... Dziwi się samej sobie.
Teraz schowa się pod kołdrę.