Najnowsze wpisy, strona 9


sty 15 2005 Bez tytułu
Komentarze: 3

zapytano mnie dziś co to szczęście… a ja nie mam pojęcia!

 

kiedyś twierdziłam że to układ zdarzeń w naszym życiu na tyle częstych i systematycznych iż zdających się dawać wrażenie pełni i kompletności zgodnej z naszymi wyobrażeniami o niespełnionych marzeniach, które spełniając się, co uprzednio wydawało się nierealne, dają poczucie nieopisanej łaski jakiej w danej chwili dostępujemy

nie wiem

może to chwilka? wdechu albo wydechu. może nawet i wdechu i wydechu... to ten wdech pod niebem i nad sobą, za granicami, przed perspektywą, w nadziei, ze spokojem, z marzeniem, u początku i na końcu, pomiędzy ochotą a spełnieniem, naprzeciw czegoś, przy czymś, obok, z, ...

 

to gdzieś między, w, nad, z, pod, przed, za, obok, naprzeciw, koła, zza, ku, od, spod i ponad…

kiedy się wydaje…

 

to cholernie indywidualna sprawa… nie zawsze jest dobrze gdy nie boli, gdy porządek i gdy nie brakuje… dla kogoś szczęściem może być tęsknota, łzy albo ból

nie wiem

       

złudzenie. iluzja. przeświadczenie że tak chcę. że to jest dobre. dobre? najgłupsze słowo świata… że to moje?

 

to wtedy kiedy chce się żeby chwila trwała wiecznie?

nie wiem

może wtedy kiedy się nie ucieka i nie goni

 

wtedy kiedy to co myślisz, to co czujesz i to co robisz jest ze sobą zgodne

 

to wtedy kiedy jest wygodnie

 

kiedy to?

 

1984 : :
sty 12 2005 Bez tytułu
Komentarze: 7

jest tak ciężko że chwilami myślę że usiądę na środku chodnika i rozpłaczę się

kiedy zdzieram te podeszwy, leci mi z nosa i oczu bo zachłystuję się gruźliczym kaszlem dobiegającym wbrew pozorom właśnie z mojego wnętrza.

mi nie może nic być. bo mam silnie rozwinięte poczucie obowiązku.

zbyt dużo robię wbrew sobie. ale akurat nie o zmęczenie chodzi. moge być zmęczona. byle fizycznie.

znowu mam ochotę na coś zupełnie innego niż to, co robię tak dobrze...

powinnam się uśmiechać. i uśmiecham się. ale

nie po to jest życie żeby je sobie układać!

a jednak... tkwię po uszy w bagnie konwencji.

bo tak ma być.

1984 : :
sty 01 2005 Bez tytułu
Komentarze: 4

Phi! 2005. I weź tu się teraz przyzwyczaj… jak ciągle jeszcze zdarza się napisać 2002…

Z okazji wiadomej pobuszowałam trochę we własnym archiwum.  Teraz wyrzucam sobie, że za mało pisze, bo doszłam właśnie do brand new wniosku, że po jakimś czasie pamiętam już tylko to, co napisane tutaj. Myślę styczeń i przypominam sobie styczniowe noty. Były smutne i pełne pretensji więc tak zapamiętuję tamten czas. A przecież notek jest 10, 15. A stycznia 31.

To jest jak tworzenie swojej własnej przeszłości… Przecież mogłabym pisać półprawdę a za pięć lat zobaczywszy to odebrać jako prawdę… Ale ważne żeby tę przeszłość mieć.

 

Nie podsumowuję bo za dużo tego by pojąć… Nie postanawiam bo zbyt trudno się oprzeć… Nie życzę sobie bo mam wszystko… Nie życzę Wam bo kimże jestem by życzyć… Nie wspominam bo boję się uroku chwil… Nie wznoszę toastów bo śmiesznie brzmią… Nie żałuję bo tylko zyskałam… Nie przepraszam bo słowo jest mało wiarygodne… Nie oczekuję bo wczoraj, nie spodziewawszy się znów doznałam miłego zaskoczenia…

 

Pierwszy raz trzydziestego pierwszego grudnia nie czułam się samotna wśród tłumu i spragniona wśród litrów szampana…

 

 

 

1984 : :
gru 30 2004 Bez tytułu
Komentarze: 5

Snuję się tak. Specyfik jaśniejący na twarzy swą zielenią subtelnie podkreśla moją odmienność.

Byle wyjść z domu.

Potrwonić czas żeby potem znów mieć motywujące wyrzuty sumienia walące wprost na białe kartki wordowskiego dokumentu.

Pidżamę mam ciepłą i wygodną, chwalić Boga.

Nie wiem czemu łzy napływają do oczu. Nic nie będzie jak kiedyś. Nie jestem wystarczająco młoda by wszystko wiedzieć...

Pozmywałam po śniadaniu rodziców. Żeby oni chociaż mieli pojęcie jak ogromną krzywdę wyrządzili mi kiedy nie wiedziałam o tym ani ja ani oni. Nawet jeśli starali się jak mogli nic nie ma gorszego wpływu na tworzącą się psychikę niewinnych dziecinek niż mamusia. Mamusia ukierunkowuje, tworzy paranoje, karze bać się tego czego nie pozwala się nie bać.

Przyjaciel ma plan. Nie powie mi jaki. O jakaż to szkoda! Nie domyśliłabym się w życiu Warszawy! Gdybym była ślepa i głucha... Przeraził mnie konkretnie. Nie boję się że nie obronię mojego związku ale o to że nie będę chciała go bronić.

Miejsce bycia zmienić...

Mama! To dla Ciebie... Kochanie. Dałaś mi wszystko więc i ja muszę. Tylko że to co jest wszystkim w Twoim pojęciu jest różne od mojego wszystkiego.  

 

 

1984 : :
gru 28 2004 Bez tytułu
Komentarze: 4

Przed świtem obudziłam się by żyć...

Przez myśl przeszedł chłód i rozniecił pragnienie jego dotyku. Wyobraźnia odwracała głowę w niedowierzaniu nie mogąc znaleźć go ani poczuć tej energii, jego ciała… Jedno pragnienie: wtopić się w jego sny niczym w ciepłą bezmiernie podległą pościel.

 

Pomiędzy pożądaniem a rozkoszą tkwi dolina nocy…

Teraz pamiętam tylko przyśpieszony oddech, mocniejszy uścisk i to szarpnięcie, którym przyciąga mnie bliżej. Z senności wyrywa mnie jego siła.

Nie ma go. W zastępstwie przychodzą zastępy posępnych myśli. Wraca przeszłość.

Wyobraźnia, choć odwraca głowę w niedowierzaniu ogląda tamto ciało. Inne dłonie, pytający dotyk, zapach potu. Spuszcza głowę, kiedy zauważa mój wstyd. Wzdryga się na myśl o jego snach, o pustce, o zagubieniu.

Sen odszedł już i wyobraźnia choć wyciąga szyję nie jest w stanie przypomnieć sobie jak to się robi żeby usnąć. Zaciska oczy ale pod powiekami jeszcze dokładniej widać ciało. Nie wiem już czyje. Które? Wyobraźnia wyszła…

Widzę tyko własną skuloną sylwetkę, zdradliwą, ohydną.

Kochającą każdym swoim zakamarkiem. Zdradzająca wtedy Jego z Innym i teraz tego Innego z Nim.

Nie wyszła. Błąkała się po nocy i teraz niczym strażnik mojego zdrowia psychicznego zagradza drogę obłędowi.

 

Skazana na ponury niski zgrzyt, osnuta prześcieradłem brudnej mgły, chcąc ukryć się przed sobą samą…

 

Leżę sama. Jak i oni. O czym myślą?

 

Lecz przecież Bóg dobrze wie, dlaczego dławi mnie wstręt, dlaczego strach nabiera mocy i zniewala rozum…

Niech Ktoś im pomoże. Niech Ktoś pomoże mi.

Gdzie Anioły?

Są. Stoją w szeregu. Tylko dlaczego śmieją się tak lubieżnie?

 

Anioły śmierdzą potem, żrą kiełbasę, mają w dupie żywych…

 

 

 

 

 

1984 : :