Komentarze: 2
Stałam tak przed nim. Przed wielkimi, kochającymi oczyma. Z dłońmi zamkniętymi w jego dłoniach. Nie wierząc, że to dzieje się naprawdę próbowałam resztkami trzeźwości rozumu pijanego szczęściem, znaleźć odpowiedź na zadane przez niego pytanie: „Gdzie byłaś, przez całe moje życie?” Gdzie byłam? Tak naprawdę zawsze z nim. Nie znając... Gdzieś blisko. A noc patrzyła na mnie tysiącem par oczu miasta, kolorowych świateł, białych świateł.
Stojąc tak przed sobą nie potrafiliśmy już dłużej udawać czy ukrywać uczucia, które wypływało z oczu najpiękniejszym najjaśniejszym niewidzialnym promykiem. Które napawało pewnością, szczęściem... Nie potrafię o tym mówić. Tyle słów kłębi się gdzieś w głowie, ale wszystkie składają się tyko na wszechogarniające ciepło. Na niewiarygodną bliskość. Wystarczyło że złapał mnie za ręce, że pocałował w czółko, że całował moje dłonie, każdy ich palec, każdą moją myśl, każdą cząstkę mojego życia... Cały mój świat... Stał przede mną, cały mój, trzymając mnie mocno przy sobie. Całą jego.
Wiatr, jaki później wdarł się do mojego ciała chciał rozwiać ta jedną, ogromną, porażającą silą i prawdą myśl. Nie udało mu się. Nie udało mu się też przywiać najmniejszych wątpliwości. Pierwszy raz w życiu jestem tak pewna, tak szczęśliwa, tak wdzięczna.